Pozostałe z projektu miejskiego kolorowe rulony folii samoprzylepnej ujrzały znów światło dzienne. Istna euforia. W międzyczasie wyklejamy ściany tekturowego domku, o którym wkrótce. Szczególnym powodzeniem cieszyła się folia transparentna – wycięte przez Milo kształty powędrowały na okno, i abstrakcyjne kompozycje i małe koty zrobione specjalnym dziurkaczem. Szyby zaświeciły kolorami, a do wieczora słyszałam już tylko tęskne pytanie: „Mamo, kiedy będzie blask?” Czekałyśmy na słońce i barwne ślady na podłodze…
Miesiąc: Maj 2013
Teatr cieni
Nadchodzą warsztaty
Już niedługo podwójna oferta: informacje o nadchodzących warsztatach dla przedszkolaków oraz warsztatach dla rodziców szukających inspiracji i pomysłów na domowe zajęcia twórcze. Zaglądajcie na bloga i stronę Dzikiej Jabłoni, wypatrujcie ulotek w klubokawiarniach dla rodziców z dziećmi i… szykujcie się na czerwiec!
Przestrzeń pracy i wyrażania
Za moich czasów (jak to brzmi…) przestrzenią ekspresji własnego „ja” była szyba drzwi własnego pokoju (jeśli się miało własny), na której mnożyły się naklejki, albo słomiana mata nad tapczanem, nakłuta zdjęciami, plakatami, wycinkami z młodzieżowych gazet. W moim przypadku jeszcze śpiewnik z tekstami piosenek i chwytami do gitary, który raz chciała mi ocenzurować babcia 🙂 A przestrzenią pracy (pozalekcyjnej) było – dość standardowo – biurko, zbyt mocno przecież unurzane w szkolnym kontekście.
Dziś więc o miejscu pracy i wyrażania. Czy Wasze dzieci mają własną przestrzeń, w której mogą tworzyć i eksperymentować? Jako stałe miejsce pracy Milo obrała sobie duży pokój i zaanektowała prawie połowę wielkiego stołu (do pracy i do jedzenia, to zależy). To jej biuro. Stół dotyka parapetu, więc i połowa parapetu należy do niej. Gazetki, kolorowe papiery, tuzin pudełek z narzędziami do tworzenia, podkładka – by stół jeszcze pożył dłużej, jednak. Jej pokój jest głównie terenem zabawy. Natomiast fascynuje mnie to, że często miejscem pracy Milo staje się to akurat, gdzie przebywa człowiek. Jeśli mam robotę w kuchni, Milo ciągnie swój dobytek i rozkłada się na kuchennym stole. Nasze przestrzenie pracy się wówczas pokrywają. Łazienka za to ma niezmienny status laboratorium i służy eksperymentom, szczególnie związanym z wodą.
To taka moja refleksja, że warto podchodzić do sprawy elastycznie, udostępniać dziecku różne miejsca zależnie od potrzeb. Ale ważną rolę spełnia jednak stałe miejsce w domu, które może użytkować bez względu na wszystko i czuć się jak u siebie. Wystarczy na początku odpowiednio je zorganizować i zabezpieczyć (tym samym zminimalizować nasze lęki o podłogę, ściany czy politurę), a kiedy dziecko w danej chwili najdzie ochota, by tworzyć, bez wielkich przygotowań i pomocy dorosłego będzie mogło pracować samodzielnie. Zgódźmy się też na przestrzeń większego formatu – można udostępnić na stałe jedną ścianę na bazgroły albo pomalować fragment farbą tablicową. Mój postulat więc to: samodzielność, wolność i poczucie bezpieczeństwa w miejscu pracy 🙂
Czysta ekspresja
Relacja z kolejnych piątkowych warsztatów w przedszkolu ZdrowoJeż. Malowanie na tkaninie, negocjowanie przestrzeni na wspólnym terenie, poszanowanie pracy drugiej osoby, a także doznania sensualne – konsystencja i temperatura farby, faktura materiału. Akcent na proces twórczy i eksperyment. Malowanie pędzlami o zróżnicowanej grubości (największe wzięcie mają te szerokie, bo pozwalają na rozmach), wałkami, stemplami oraz rękami i stopami. Jedni w zapamiętaniu malują sobie ręce, inni z pasją mieszają kolory, niektórzy kląskają stopami w rozlanej farbie i lądują na pupie ze śmiechem. Zaskoczenie, że można inaczej i więcej niż przy stoliku na kartce A4. No i brudzenie dozwolone, a nawet mile widziane 🙂
Tektura przeciw inwazji plastiku
Wczoraj wieczorem, po kilku godzinach konstruowania tekturowego piętrowego domu z poddaszem (dla koni), gdy już tylko nos wystawał spod kołdry, usłyszałam: Mamo, jak to dobrze zrobić coś samemu… A nie tylko te domki ze sklepu. Radość – ziarno zostało zasiane… 🙂
A dla was przekonywanie dziecka, że tektura (czy inne materiały) i własna robota jest super, też bywa czasochłonne?
Walka przeciw globalnej inwazji plastiku trwa!
Przygody Supci
Dzieciaki potrzebują czasem narracji. Wieczorem, niespodziewanie, narodziła się Supcia i powstały Przygody Supci. Milo sama wymyśliła opowieść i zilustrowała ją grubym flamastrem. W porę pochwyciłam wątek (dość luźna historia) i zapisałam tekst – książka gotowa!
A zaczyna się tak…
Supcię ugryzł w głowę duch. Posmarowałam kremem i nic nie bolało.
Razem się śmiałyśmy z tego parasola. I Supcia się okropnie śmiała.
Bawiłyśmy się w stary grzebyk. Razem – ja i Supcia.
Był słoneczny dzień. Spotkałyśmy takiego pieska, a on był smutny.
Byłyśmy z kotkiem, Supcia i ja, patrzyliśmy na górę, a tam taka kula. Myśleliśmy, że na nas spada. A ona spadła na ziemię.
Miałyśmy z Supcią dwudziestu przyjaciół. I wszyscy się do siebie przytulali.
Burakowy kwiatek sam jadł buraki i Supcia okropnie się z tego śmiała.
Było aż dwadzieścia marchewek, i ja wszystkie umyłam. I Supcia potem zjadała, bo ona uwielbia marchewki. Została jej jedna marchewka.
Kochałyśmy się, Supcia i ja. I koniec.
Abstrakcyjnie
Fajnie jest czasem nie odnosić się do natury i figuracji, nie wymyślać zadań, nie kalkulować, nie dumać nad tematem, tylko chwycić to, co jest akurat pod ręką (np. waciki kosmetyczne, papierowy talerzyk na przyjęcie, skrawki materiałów, kolorowy papier), pociąć i rzucić na stół. Po prostu bawić się kształtami i fakturami. Milo pracowała lekko, bez namysłu, w skupieniu. Abstrakcyjnie 🙂
Warsztaty w plenerze
W słoneczny dzień aż się prosi, by przenieść się z zajęciami w plener. Kilka dni temu współorganizowałam warsztaty plastyczne w przedszkolu ZdrowoJeż w Warszawie. Dla dzieci – świetna odmiana i zaskoczenie. Pozostawiony na widoku kosz z niespodziankami skutecznie nęcił i kusił towarzystwo. Dzieciaki zaciekawione i gotowe do pracy zasiadły przy stole na placu zabaw.
Celem warsztatów było dać dzieciom możliwość doświadczenia różnorodności materiałów i tworzenia prac na zróżnicowanych formatach (każde dziecko miało inny, niepowtarzalny kształt kartonu). Było miejsce na pracę zarówno indywidualną jak i grupową, czego efektem końcowym były dwie duże wspólne układanki złożone z gotowych „puzzli”. Świetne połączenie zajęć artystycznych i zabawy na powietrzu 🙂
Słownik wyrazów obcych
Dalej nadaję językowo. Pamiętacie ten czas, pełen wzruszenia, kiedy dziecko zaczyna mówić i stara się opisywać świat tak jak potrafi (najczęściej po tym jak już padnie legendarne mama)? Obserwujemy i doceniamy jego starania, chwalimy i wspieramy, a czasem najzwyczajniej pękamy ze śmiechu. Nowe słowa w ustach naszego dziecka są absolutnie PIĘKNE, NIESAMOWITE, TAJEMNICZE… Nasz pierwszy „słownik wyrazów obcych” i „rozmówki” (bo trzeba przecież przetłumaczyć to „na nasze”, żeby się dogadać) zawiera takie słowa jak: brumba (po polsku ptak), ugigu (plac zabaw) czy – moje ulubione czarodziejskie – alila (konik).
Dzieciakom w starszym wieku też nie brakuje inwencji. Radzą sobie z czasownikami (trombować czyli grać na trąbce) czy zawodami (lamperz czyli elektryk). Słowotwórstwo kwitnie. Młodszak vs. starszak. Gra figularska – gra w robienie różnych figur. Sklep lodziarski. Wiadomo o co chodzi:) Tak mi się przypomniało w głowie, że lubię tą czekoladową budyń. Ćwiczenia z logiki: Wiadomość to jest takie coś, co się wiadomi.Tata coś zrobił i Milo jest z niego dumna: Tato, ale jesteś naucznik!
Łapmy takie odkrycia i znaleziska, bo mają to do siebie, że szybko przemijają! Dziecko się rozwija i co chwila przyzwyczajamy się do kolejnego osiągnięcia. Ja obsesyjnie zapisuję różne takie. Aż pewnego dnia wkrada się abstrakcyjne myślenie: Słyszę w twoim uchu krasnoludki. Robią właśnie miodowe przyjęcie 🙂