Zapraszam w egzotyczną podróż bez wychodzenia z domu, planowania trasy, pakowania plecaków i wydawania pieniędzy. Nasza muzyczna przygoda w najnowszej edycji Dziecka na warsztat to taniec wyobraźni, eksploracja własnych czterech ścian, nasłuchiwanie i eksperyment! To zabawy z rytmem i śpiewanie. To rozmowy o dźwiękach, ciszy i świecie osób niesłyszących. Poszukiwanie dźwięków domu. To feeria kolorów w tworzeniu instrumentów muzycznych inspirowanych tymi z różnych stron świata! To rodzinne koncertowanie, rzępolenie, przygrywanie i operatorka dźwięku domowej roboty. Zero teorii, sama praktyka! To warsztaty dla przedszkolaków, którym od czasu do czasu mogą pomóc rodzice, oraz starszaków. To szczyt domowego recyklingu i groszowe wydatki. To odkrywanie i… zabawa 🙂
Milo przyozdobiła nas i wyposażyła w naszyjniki z dzwoneczkami. Każdy dostał po kilka i MUSIAŁ nosić na szyi w ciągu warsztatów. Nie było opcji, żeby mama czy tata nie dzwonili jak na łące 😉
Szklana muzyka
Kolorowa gama muzyczna oraz poszukiwania najwyższych i najniższych dźwięków. Sprawdzamy uderzenia patykiem do szaszłyków, drucikiem, łyżeczką, szpikulcem metalowym oraz „granie” palcami (zainspirowane obejrzanym w internecie koncertem szklanej orkiestry wygrywającej utwory za pomocą kieliszków). Milo tak się spodobało dyrygowanie szklankami, że zostawiliśmy nasz tęczowy sprzęt grający jeszcze na drugi dzień, a pałeczki były niemal w ciągłym ruchu…
Recyklingowa fabryka instrumentów
Zainspirowane Mapami Mizielińskich, tańcami z różnych stron świata oglądanymi w internecie oraz różnorodnością instrumentów muzycznych, zapragnęłyśmy stworzyć osobistą kolekcję dźwięków zamieszkałych we własnoręcznie wykonanych przedmiotach. Apetyt podsycały wspomnienia wcześniej wykonanych pierwszych grzechotek i letnio-jesiennych zabaw dźwiękowych. A mnie dodatkowo cieszy fakt, że większość instrumentów zbudowanych jest z banalnych składników (rolki po papierze i ręcznikach kuchennych, papier pakowy, sznurek pakowy, taśma izolacyjna do kabli, butelki plastikowe, słomki do picia i różne drobiazgi, które znajdą się w każdym domu). Oto nasze propozycje…
Marakasy dla prawdziwych dziewczyn
Milo wymyśliła dziewczyński instrument perkusyjny – wypełniony kolorowymi koralikami, wyklejony kawałkami transparentnej folii i bogato zdobiony. Praca nad nim była jak rytuał… Moja córka lubi sprawy z kategorii „tylko dla dziewczyn”.
Strunowiec
Cudownie prosty do wykonania instrument strunowy dla każdego. Wystarczy blaszana pokrywka (lub tekturowe pudełko z otworem, np. po chusteczkach higienicznych) i paczka gumek recepturek, a wyobraźnia nie zazna granic! Można poeksperymentować z grubością strun, żeby uzyskać bardziej zróżnicowane dźwięki.
Fletnia Pani
Nie pana, tylko pani – tak postanowiła moja córka i zrobiła (z moją pomocą) skromny instrument dęty inspirowany starożytną Grecją. Dźwięk specyficzny, plastikowo-słomkowy, napowietrzny 🙂
Łyżki terkotki
Potrzebna drewniana łyżka, sznurek, drewniane koraliki, farby i pędzle. W łyżkach wywiercić dziurki. Pomalować akrylami. Warstwę farby można utrwalić lakierem – my na razie zrezygnowałyśmy. Mamy parę terkoczących łyżek i nie wahamy się ich używać!
Bransoletka dla tancerki
Domowe bibeloty i parę chwil z igłą i nitką. Projekt: córka, wykonanie: matka. W czasie, gdy ja dziergałam bransoletkę, Milo zajmowała się nawlekaniem koralików i guzików na sznurek. Oswajała się z igłą (postanowiłam jej jednak nie straszyć igłą wędrującą w stronę serca – też Wam wciskali ten kit w dzieciństwie?) Kwiatki szydełkowe miałam akurat gotowe – wyszperałam tylko z głębin tajemniczej szafy. Obowiązkowo były tańce oraz podpatrywanie hinduskich i tajskich tancerek.
Kije deszczowe
Jedno z najbardziej fascynujących odkryć tych warsztatów – pałeczki deszczowe czy kije deszczowe (ang. rain sticks), instrument oryginalnie tworzony z kaktusów, pochodzący z Ameryki Środkowej i Południowej. Koniecznie stwórzcie ten dźwięk sami, poszukując właściwego brzmienia. Naprawdę wciągnęłyśmy się, stąd drugie podejście, bardziej udane. I niezapomniane wrażenia…
Potrzebna jest rolka po ręcznikach papierowych, a najlepiej tuba do przesyłania pocztą rulonów (długa, gruba, większy potencjał). W wersji pierwszej rolka, do której wkładamy zwiniętą w spiralę folię aluminiową, tworząc labirynt dla przesypujących się ziaren. Wsypujemy pół torebki ryżu (sypkiego) i zaklejamy obie końcówki papierem do pieczenia. Milo wykończyła „po swojemu” kolorowymi taśmami za parę złotych z supermarketu. Najpierw używała kija jak grzechotki, ale potem przekonała się, że powolne ruchy dają dźwięk zbliżony do padającego deszczu.
Przygotowanie kija deszczowego w wersji zaawansowanej, czyli wymagającej większego wkładu rodzica. Tym razem wewnętrzny labirynt powstaje z gwoździ. Nabijamy tubę dokoła w regularnych odstępach lub nie – środek jest cały najeżony 🙂 Zabezpieczamy końcówkę zatyczką lub papierem do pieczenia (co najmniej podwójnie złożonym). Do środka wędrują ziarna – warto zróżnicować zawartość tuby dla wyjątkowych efektów dźwiękowych. U nas trafiły się ziarna fasoli mung, płatki orkiszowe, kasza jęczmienna i duże ziarna fasoli. Pięknie dźwięczą w zetknięciu z metalem!
Część malarska to przygotowanie ozdoby do owinięcia tuby. Nada się gnieciony papier pakowy pomalowany w dowolne wzory (u nas bardziej wyszło aborygeńsko niż południowo-amerykańsko). Razem malowana medytacja-mantra matki i córki. Po wyschnięciu owijamy tubę, kleimy, dodajemy ozdoby w postaci sznurków, koralików i piórek. Och i ach! Bardzo polecam.
Bim Bom – gra o dźwiękach
Przy okazji wspominam, bo dobre, estetyczne i edukacyjne. Z płyty odtwarzamy dźwięki i dopasowujemy do nich obrazki. Odgłosy miasta, przedszkola, podwórka wiejskiego, koncert. Rozróżnianie podstawowych instrumentów. Duża frajda. Sięgamy. U nas propozycja Granny nie jest grą, która zbiera kurz na półce 🙂
Bajki samograjki i operatorka dźwięków
Wpadłyśmy jeszcze spontanicznie na taki pomysł. Wykorzystać naszą kolekcję instrumentów do tworzenia podkładów muzycznych, zabawy w oddawanie różnych emocji towarzysząch opowiadaniu historii za pomocą całej gamy dostępnych dźwięków. Hitem stały się improwizowane bajki samograjki, które wymyślamy na poczekaniu przy dźwiękach strunowca, np. opowiadając przygody kota wędrującego przez las i brzdąkając przy tym w różnych tonacjach, ze zróżnicowaną dynamiką i w odpowiednim tempie. Fantastyczne ćwiczenie wyobraźni, koncentracji, słownictwa, słuchu i małej motoryki 🙂
Rozwinięciem tej zabawy stało się łączenie fonii i wizji, czyli freestylowe podkładanie warstwy muzycznej do wyświetlanych na ścianie retro-peerelowskich bajek za pomocą projektora Ania. Normalnie matce łza się w oku kręci na sam widok maleńkich pojemników z filmami, córka szaleje z radości, bo moje bajki z dzieciństwa uwielbia, a eksperymenty dźwiękowe jeszcze dodały emocji wspólnie spędzonym chwilom… Takie wspomnienie 🙂 Ilustrowanie obrazu muzyką to niezłe wyzwanie, i dla dziecka i dla dorosłego. A przy tym dużo przyjemności!
Na koniec jeszcze jedna tematyczna retrospekcja – wspomnienie lata…
… i nasza Ściana muzyczna stworzona pewnego popołudnia w pewnym ogrodzie na Podlasiu w ramach projektu Zmysłowe Piątki 🙂 Dzisiejszy wpis Dzikiej Jabłoni oraz innych uczestniczek projektu zorganizowanego przez autorkę bloga Projekt Londyn 2014 powstał w piątej odsłonie Dziecka na warsztat. Oto kilka miejsc w sieci, które były inspiracją i wsparciem w tworzeniu instrumentów:
Zajrzyjcie do pozostałych mam po muzykę, a za miesiąc zapraszamy na warsztat logicznego myślenia 🙂
Jest moc!
Sponsorzy i partnerzy
Dziecko na warsztat w Dzikiej Jabłoni: