Nadszedł ten dzień! Dziecko na Warsztat i globalna odsłona listopadowa. Nie tak dawno początek zabawy na blogu Projekt Londyn 2014, a tu już trzeci miesiąc projektu, który przyciągnął i zaangażował niemal 50 mam 🙂 Po nauce i eksperymentach przyszedł czas na warsztat kulinarny. Wiele naszych działań w kuchni (nie tylko ściśle kulinarnych) naturalnie wpisało się w kontekst i przestrzeń kuchni, więc w tym znaczeniu było swojsko i zwyczajnie. Biorąc jednak pod uwagę moje wybiórcze i nierówne podejście do gotowania, starałam się przemycić i zorganizować Córce odrobinę magii… Pokazać, że obecność w kuchni może oznaczać przygodę, a samą kuchnię można potraktować jako miejsce pełne tajemnic smaku, wzroku i węchu, miejsce przemiany, zabawy, improwizacji, odkryć i eksperymentów. Nie jako pole walki, krainę przykrych obowiązków, margines kreatywności. Choć, jeśli mam być szczera, lubię spełniać się gdzie indziej… 🙂
Cieszę się, że Milo miała sporo własnych pomysłów, które udało nam się wdrożyć. Moją ideą w tym miesiącu było, oprócz wspólnej zabawy oczywiście, przybliżenie kilku banałów. Że fajnie jest spotkać się w kuchni na wspólnym rodzinnym posiłku, a jeszcze fajniej wspólnie go przygotować. Że chcemy tak spędzać czas częściej. Że wszystko zaczyna się od rzeczy najprostszych, oczywistych – jak umycie rąk czy ochota na jakiś szczególny smak… Że magia kryje się w szczegółach właśnie, ale też i w podejściu do sprawy, i że ta codzienna robota w smakach i zapachach to jest prawdziwa alchemia i poszukiwanie równowagi… Dlatego powiedziałam Córce, że będziemy trochę czarować.
Nie korzystałyśmy tym razem z żadnych książek, a jedynie kilku moich ulubionych, niezawodnych blogów kulinarnych. Za to stworzyłyśmy własną książkę kucharską… Ale zacznijmy od podstaw.
Umiejętności praktyczne
Nie gonię Milo do robót kuchennych, nie przyuczam, za dużo nie wymagam. Wystarcza mi jak odnosi naczynia do zlewu po skończonym posiłku. Tym razem postanowiłam jednak poćwiczyć z nią tak zwane praktyczne umiejętności, które, w ujęciu montessoriańskim, sprawiają, że dziecko staje się samodzielne. Choć przez całe życie wykonywane automatycznie, na początku, uczącemu się dziecku sprawiają frajdę i pomagają rozwijać koordynację wzrokowo-ruchową. Przyswojenie fundamentalnych czynności, na przykład związanych z utrzymaniem higieny (także w kuchni!) staje się dla dziecka po prostu powodem do zadowolenia. Nasze „życiowe” ćwiczenia objęły więc:
- używanie myjki, wyciskanie jej z wody i wycieranie stołu po posiłku (na mokro i na sucho)
- zmywanie i wycieranie naczyń
- mycie rąk przed rozpoczęciem pracy w kuchni i spięcie włosów w kucyk
- nałożenie fartuszka do pracy
- nakrywanie do stołu
Proste zadanie nauczyło Milo nakrywać do stołu. Przy okazji niezłe ćwiczenie lewej i prawej strony. Na podkładce odrysowała kształty talerza, kubka i sztućców, tworząc klasyczny układ 🙂 Najpierw ćwiczyła ułożenie według wzoru, a chwilę później rzuciła pomoc w kąt, stwierdzając, że już potrafi.
Zupa Mocy na jesienne chłody
Listopad, wiadomo, kapiące nosy, pokasływanie, obniżona odporność… Nas też dopadło przeziębienie, a nawet szybki, choć łagodny rotawirus trafił się po drodze. W takich chwilach (a i na długo przed) sięgam po wzmacniające potrawy, które pozwolą przetrwać jesień we względnej formie. Zupa mocy gotowana według Pięciu Przemian to w zasadzie porządny rosół. Przepis ze Smakoterapii zazwyczaj freestylowo modyfikuję – najważniejsze, że zupa jest mocna w smaku, daje nieźle w gardło, rozlewa się przyjemnym, ostrym smakiem i… ROZGRZEWA. Staram się trzymać jednej prostej zasady – kiedy jest zimno, nie wychładzać się, a rozgrzewać potrawami, które mają takie działanie. A jesienią i zimą zupa u nas to podstawa. To podejście zostało mi jeszcze z czasów fascynującej przygody z kuchnią pięciu smaków, która powróciła echem w epoce macierzyństwa 🙂
Rozpoczęło się nasze czarowanie. A do czarowania odpowiedni strój potrzebny – czarownica musi mieć czapkę i kociołek do mieszania smaków. Na początek zrobiłyśmy kapelusz z papieru (skorzystałyśmy z pierwszego lepszego poradnika w internecie) zdobiony kolorowymi taśmami i szybką sesję zdjęciową czarownicy. Milo dopięła wszystko w szczegółach 🙂
Mini-czarownica Nadia ze swoim tajemnym sprzętem.
Przystąpiłyśmy do gotowania. Robota szła pełną parą.
Czarownica Milo odprawia kulinarne rytuały nad parującym kotłem…
Jak widać, zupa nie nabrała jeszcze mocy. Ale po kilku godzinach… pycha!
Tajemnicze notatki do starej księgi, o której za chwilę 🙂
Idea ideą, a życie życiem. Nie da się ciągle zdrowo i rozgrzewająco, dlatego niekiedy spuszczam z tonu i, kiedy Milo ma fazę na słodycze, zamiast kupować jej batona, proponuję wspólne przygotowanie domowych słodyczy. Moja zachęta do naszych słodkich eksploracji ubrana jest w takie oto argumenty:
- przygotowując słodycze własnej roboty w domu, wiemy co w nich jest i możemy nie dodawać całej masy sztucznych składników, a więc domowe są zdrowsze
- pracując w kuchni, bawimy się i spędzamy przyjemnie razem czas
- smak słodki znajduje się nie tylko w babeczkach i ciastach, ale także w owocach – możemy więc poznać dużo różnorodnych słodkich smaków
- fajnie jest coś zrobić samemu zamiast mieć wszystko gotowe ze sklepu
- przy okazji można zrobić kolorowe ozdoby, a wtedy jedzenie jest jeszcze przyjemniejsze 🙂
- możemy zbierać sobie nasze ulubione przepisy w książce
Muffinki marchewkowe
Przepis pochodzi z bloga Moje wypieki. Zaglądam tam w poszukiwaniu słodkiego i jeszcze się nie zawiodłam. Milo lubi rozbijać jajka i właściwie uczestniczy niemal w każdym etapie przygotowań. Nie muszę chyba wspominać który jest ulubiony… Klasyka 🙂
Lizaki ze sklepu są obiektem wielkiego, niegasnącego zainteresowania Milo. Czasem kupuję, a czasem robimy własne. Najprostszy i z pewnością zdrowszy sposób to zmiksować owoce i przełożyć masę do foremek do lodu. Po lewej kiwi, po prawej banan. Nie miałyśmy patyczków, więc użyłyśmy plastikowych słomek. Radość dziecka po wyjęciu lizaka z zamrażarki wielka, a u matki – oddech ulgi!
Owocowe kolorowe szaszłyki
Nabijać na patyczki od szaszłyków jak korale. Im więcej kolorów i smaków, tym lepiej 🙂
Szarlotka na kruchym cieście z cynamonem
Przyznam, że szarlotki były dwie po drodze. Mam swoją wersję dawną, babciną, ukochaną i sprawdzoną, ale ta z Moich Wypieków jest po prostu wspaniała. Wszelkie czynności posypywania, mieszania, wykrawania i ugniatania, a także smarowanie formy to wspaniała okazja do ćwiczenia małych rąk. Zanim ciasto błyskawicznie zniknęło, udało mi się uchwycić ostatni etap dekorowania…
Stara książka kucharska albo Przygody Łobuzowej Kuchni
Hit naszych warsztatów. Czarownica Milo, oprócz czapki i kociołka z Zupą Mocy, postanowiła też zaopatrzyć się w książkę z przepisami. Logiczne, kurczę. A że książka jakby odnaleziona w odmętach czasu, to stara jest. I musi jak stara wyglądać. Zabrałyśmy się więc za postarzanie papieru. Dwa sprawdzone sposoby to barwienie torebkami od herbaty oraz rozpuszczalną kawą. Dodatkowych efektów specjalnych dostarczyły nam farby, ślady pędzla, rąk, zagniecenia, posypka z suchej kawy, wnętrzności torebki od herbaty, mazy, rozcierki, odbitki z filiżanki, starta kolorowa kreda – a wszystko po to, by księga wyglądała jakby „długo leżała w magazynach albo wilgotnej piwnicy”… Moim wkładem był pomysł, aby prócz wartości stricte merytorycznych (przepisów) oferowała doznania sensoryczne.
Samo przygotowanie papieru było już świetną sensoryczno-plastyczną przygodą. A po wyschnięciu kartek zaczęło się „notowanie” w rysunkach i wyklejankach wszystkich na bieżąco realizowanych przepisów. Tak powstała książka ulubionych przepisów Córki Przygody Łobuzowej Kuchni, którą można w każdej chwili poszerzyć o nowe przepisy. Wystarczy rozwiązać kokardy na tylnej okładce i dołożyć kolejne kartki – jak w segregatorze. Materiały użyte do stworzenia książki to: filc, tkaniny, koronki, waciki kosmetyczne, serwetki papierowe, cekiny, mazaki, kredki, bibuła, plastelina, pompony i skarby z kuchni schowane w małych torebkach. Przezroczyste woreczki skrywają słodką posypkę oraz przyprawy: ziele angielskie, tymianek i oregano – można je powąchać. Milo lubi swoją książkę i nie tylko ją ogląda i opowiada przepisy, ale też dotyka 🙂 Uzupełniłam część plastyczną w opisy (składniki i sposób przygotowania) – może kiedyś się przyda do nauki czytania.
Jak zachęcić dziecko do wspólnego przygotowania posiłku? Kolorami na stole? Ustrojeniem talerzy? Własnoręcznie stworzonymi ozdobami? Układankami z jedzenia? Czemu nie! Próbowałyśmy tego i owego…
- Zdobione serwetki stemplowanie sprzętem kuchennym (tłuczek, wyciskarka do czosnku, widelec, foremki do ciastek, kubek, nakrętki)
- Podanie do stołu i dekoracja z kwiatów zebranych na spacerze
- Smakowite układanki na talerzu (np. portrety zwierząt)
- Papierowe ozdoby z obrazkami do przekąsek
Tajemnicza filiżanka w Pijalni Czekolady
Wizyta w miejscu tematycznie odpowiadającym warsztatom stała się tradycją. Tym razem wybór padł na Pijalnię Czekolady i… była to świetna decyzja. Milo zamówiła „to co ostatnio” czyli filiżankę i łyżeczkę wykonaną z czekolady, które dosłownie rozpuszczają się w ustach 🙂 Skubnęła od każdego z nas innych słodkich smaków. Była usatysfakcjonowana i szczęśliwa. A zebrę z wedlowskiej kamienicy poznałaby nawet zbudzona w środku nocy…
Ogród z ziołowej ciastoliny
W międzyczasie trafiła nam się kolejna sensoryczna zabawa zapoczątkowana w kuchni, tak fajna i magiczna, że nie wytrzymałam i poświęciłam jej osobny post Ogród z ziołowej ciastoliny. Koniecznie zajrzyjcie!
Deser na ostrzu noża
I jeszcze ćwiczenia z krojenia.
Zabawy z mąką
Listopad ma w tym roku wyjątkowo sensoryczne oblicze 🙂 Mąka często występuje w roli głównej. Jeśli macie ochotę poczytać o białym szaleństwie, zapraszam.
Smaczne portrety
Na temat. Przy okazji alchemii smaków odkrywanej w ramach Zmysłowych Piątków organizowanych nie tak dawno przez autorkę bloga Projekt: Człowiek. Inspiracja obrazami Giuseppe Archimboldo i jadalne portrety w wykonaniu Milo i moim. Smacznego 🙂
Warsztat grudniowy odbędzie się pod hasłem Świąt Bożego Narodzenia i będzie poświęcony rękodziełu świątecznemu. Tymczasem zapraszam do odwiedzin na blogach wszystkich uczestniczek Dziecka na Warsztat!
Jest moc!
Sponsorzy i partnerzy
Na koniec jeszcze odnośniki do poprzednich warsztatów Dzikiej Jabłoni – wrześniowego Ryby mają głos oraz październikowego Kosmiczny lot 🙂
Jaka cudna oprawa tych prozaicznych warsztatów!
Bo ja nie jestem jakąś wielką fanką gotowania, to chociaż upgraduję trochę rzeczywistość 🙂
boooooooszeeeee mam wrażenie że nic na naszych warsztatach nie zrobiłam… tyle u Was tego 🙂
mniam! i idę na gorącą czekoladę 🙂
Ania, to taka zbieranina z całego miesiąca wyszła. u nas nawet plastyka dzieje się w kuchni, więc był pretekst, żeby to łączyć 🙂
duży warsztat
prosto,ale jak!
dlaczego smarujesz foremkę pod papierki z mufin?
zawsze piekłam na sucho, jakieś znaczenie to ma?
A kiedyś mi się zdarzało, się papier przyklejał jak za dużo masy nawaliłyśmy. jak ręka nie lata i ciasto trafia, to na sucho wychodzi na pewno ok 🙂
Wow!!!!! Jestem pod wrażeniem! Pięknie! Te prace kulinarne to coś co mój Tomek uwielbia – i takie włąsnie tworzy, ale zabrakło nam pary na stworzenie takiej Księgi! Musze mu pokazać może się zmobilizuje i doprowadzi swoje dzieła do końca!. Przepięknie .
Dziękuję Gosia. Myślę, że nasza książka będzie się rozrastać, bo to taki dziennik-pamiętnik wyszedł. Milo bardzo się wciągnęła i zżyła z księgą 🙂 Pozdrowienia dla Tomka!
Tomek właśnie oglądał i zachwycony! Mówi, że bardzo ładne i pozdrowienia!
🙂
Powinnam zwrócić uwagę na walory edukacyjne, bo i książeczka własnoręcznie zrobiona i tyle prac plastycznych. No cóż nie dam rady bo śliniłam się przez cały czas na te pyszności słodkie, które wyczarowałyście 🙂
Haha, każdemu według potrzeb 🙂 🙂
piękny warsztat – taki od podstaw i z wieloma aspektami kuchni!
Tak, prostota i różnorodność spotkały się w naszej kuchni, czyli zwykłość i magia w pigułce 😉
Super pomysł na naukę prawidłowego rozłożenia sztućców i zastawy na stole 🙂
Montessori się kłania i pewien szwedzki sklep 🙂
A najlepsze, że zadziałało!
No pięknie! od razu zachciało nam się lodowe lizaki robić i trochę magii do kuchni wprowadzić. No i książka z przepisami, super!
Dziękujemy. Działajcie i dawajcie znać o smakach i eksperymentach 🙂 Pozdrowienia.
Pięknie i smacznie. Pomysł z książką kucharską świetny, a jej wykonanie jeszcze lepsze. Mufinek na pewno spróbujemy. Jak dotąd nie miałam okazji kosztować ciasta marchewkowego… aż do ostatniego weekendu. Byłam w lekkim szoku, że jest tak pyszne i że tak właściwie to marchwi w nim nie czuć 🙂
Uwielbiam marchewkowe 🙂
Pomysł z książka – rewelacja 🙂 Ywkorzystamy 🙂
Jasne, książka kucharska w każdym domu :))
oczopląsu dostałam pozytywnego bardzo!! Tyle u Ciebie się działo, bardzo dużo fajnych pomysłów koniecznie muszę część powtórzyć z moimi dziećmi. Podziwiam!!!
Pozdrawiamy Asiu, bierz co chcesz, kochana 🙂
Mamma mia, wymiękłam….
Tyle tego dobrego i dla oczu i dla podniebienia!
Super! Rewelacja! Wspaniały warsztat! 🙂
Dziękujemy 🙂 Pozdrawiamy, Buba!
czuję się taka mała z naszym warsztatem jak tak ogladam 🙂
Czarujący warsztat ;). Na pewno coś sobie z tego wyczarujemy :).
Czarujcie i pokazujcie efekty 🙂
ależ Wam cudna książka wyszła!
przyznam po cichu, że miałam w planach też zrobić z dzieciongami, ale cóż…to ja chciałam, niekoniecznie oni 😀
zupa mocy – mega!
ale te owocowo-warzywne twarze, świetna sprawa 🙂
Wielkie uściski dla Was 🙂
Znowu katar kapie z nosa, zupa mocy znów u nas zagości 🙂
Super warsztaty, cudowna książeczka – jestem pod wrażeniem.
Dziękujemy i serdecznie pozdrawiamy 🙂
fantastyczne warsztaty:)
Cieszę się, że Ci się podobają 🙂
twórcze i radosne zabawy i jakie kolorowe, bardzo mi się podoba.
Bardzo się cieszę i pozdrawiam ciepło 🙂