Kolejna porcja złotych myśli Milo, tym razem rozważania o kosmosie, początkach Ziemi, starości i życiu człowieka…
1.
– A co jak naprawdę istnieje Muki, a my jesteśmy maleńcy i mieszkamy w kosmosie, który jest dziurką w jego nosie?
2.
– Tato, a jak będziesz starym dziadem, to babcia i dziadek już umarną?
– Tak.
– A jak ja będę starą babą, i moja córka będzie stara, to ja też umarnę?
– Tak. Przyjdzie następne pokolenie, a stare odejdzie.
Tata tłumaczy jak to część każdego z nas – dziadków i rodziców – przechodzi na dzieci i w ten sposób są dziedziczone geny.
– O, babcia Iza, dziadek Tomek, dziadek Andrzej i babcia Lonia, mama i tata i ja! Super! Tyle kawałków w jednym człowieku!!!
3.
– Mama, nie mogę sobie początku świata wyobrazić! Jaki był początek kosmosu jak nic nie było? Przecież nic nie mogło mieć żadnego koloru…
A może biało-kremowe coś. Wszystko z piasku…?
Kolekcjonuję co ciekawsze teksty Milo. Tematycznie. Niezależność, odrębność, tożsamość 😉
1.
Zbieramy się do parku po patyki potrzebne mi na warsztaty. Milo:
– Mama, nie jesteś królową! Nie po to zostałam stworzona, żebym ciągle musiała gdzieś iść i ci pomagać! Każesz mi iść po patyki! Uszanuj też moje potrzeby, nie jesteś tu sama!
2.
Mąż proponuje, żebym coś mu przyszyła w jego ubraniach. Milo:
– A co to znaczy, że co? Że mężczyźni rządzą życiem kobiety? Że każą jej szyć dla nich ubrania? Może jeszcze koronę mu zrobi jak dla króla?!
3.
Rozmawiamy. Trochę za bardzo dociekam. Milo, zniecierpliwiona:
– Ta rozmowa mnie męczy. Mama, nie wiem dlaczego tak zareagowałam! Po pierwsze jestem wrażliwa. Po drugie ja czasem tak mam. Nie męcz mnie już.
4.
Żegnamy się z gośćmi. Na sugestię cioci, żeby na pożegnanie dziewczynki się przytuliły, Milo:
– Nie lubię przytulania!
5.
Zajęcia z robotyki. Prowadzący dzieli dzieci na zespoły, mówiąc, że wygra ten zespół, który zdobędzie najwięcej punktów. Milo wchodzi na stół:
– My tu nie gramy na punkty, my współpracujemy!
Przy okazji mojej wystawy Ziemia, ziemia w Miejscu Projektów Zachęty w Warszawie odbyły się dziś warsztaty rodzinne Opowieści z lasu w ruchomych rzeźbach przekazane. Zdjęć nie żałowałam, bo dzieci i rodzice wspaniale wykorzystali inspiracje płynące z przyrody. Stworzone prace były piękne i zaskakujące, techniczne i użyteczne, ozdobne lub szamańskie… Kamienie, patyki i nieprzewidziane ścieżki wyobraźni! Do tego świeciło słońce. Byłam szczęśliwa. I dzielę się z Wami 🙂
Nie będziemy się spieszyć z rozbieraniem choinki.
Przyszła wieczorem, po ciemku, rozłożysta i pachnąca.
Ubrała się i roztoczyła wdzięki. Czaruje i uwodzi.
Patrzeć na nią to jak przeglądać zdjęcia w albumie,
bo każda zabawka to inne wspomnienie świąt.
Bałwankowo – wesoła banda z piłek pingpongowych,
pierwsze koślawe portrety. Milo, 2 lata.
Wypiekane, malowane w piegi ciastka z masy solnej, trzecie święta razem.
Filcowe próby odskoczni od codzienności, czas skradziony, nieznany.
Zwierzaki z topionych koralików, kolorowe rozbłyski, eksperymenty 4-latki.
Zabawy z białym płótnem, kwiaty na szydełku, szyszki od babci…
Sklepowe spontaniczne znaleziska, irracjonalne inspiracje.
I tegoroczne choinki czerwone, z pomponami. Coś nowego za rok.
Pierniki w trzech turach zjadane zbyt szybko, by doczekać.
Oczekiwanie na spokój, życie, odpoczynek, sen i śmiech.
Taki czas! Żeby zwykłe „razem” miało głębszy smak!
Macie na zbyciu słoiki, gdy powoli wyjadacie zimowe zapasy ze spiżarki? My wykorzystujemy szkło po konfiturach do zabaw i ozdób. Kiedyś „Muzeum w słoiku”, na święta domki w słoiku (mech, cekiny, spiralne choinki z drucików kreatywnych, choinki-szyszki wysadzane pomponami), a może nam się „śnieżna kula” w słoiku trafi jeszcze w zimie?
Pomyślności w Nowym Roku i… ciepła w rodzinnym domu! 🙂
Moc oczekiwania, kalendarz niespodzianek, robótki ręczne i pierwsza uszyta przez Milo torebka, czyli coś co ma konkretny kształt i zastosowanie, coś mniej abstrakcyjnego niż ostatnio 😉
Grudzień jest dla mnie zabiegany, poplątany, rozedrgany, pełen śnienia i osłabienia, bliski hibernacji, mocno niespójny, bo z jednej strony chcę ze wszystkim zdążyć, kupić na czas, wysprzątać – i to przyprawia mnie o zawrót głowy – a z drugiej strony mam ochotę zamknąć się w kokon, zatrzasnąć, zająć sobą. Złapać mój święty spokój, usłyszeć własne myśli pośród wielogłosu świata. Kalendarz adwentowy w tym roku to recyklingowa robota połączona z odkrywaniem przez córkę igły z nitką i przeróbkami starych projektów mamy. W zeszłym roku było papierowo-rolkowo. Ostatnio sporo zamieszania z tkaninami i inspiracji hafciarskich i nie tylko, więc jakoś tak naturalnie wyszło… Torebeczki zawisły na ukochanym wędrownym kiju Milo, który zajmuje ważne miejsce w przedpokoju i nie daje się usunąć 🙂
Pomarańczowa torebka ze śnieżynką wykonana przez Milo.
Niespodzianki cieszą się w naszym domu największym powodzeniem. Nie było więc mowy o kalendarzu z zadaniami (pomysł został zbojkotowany przez Milo). Do środka wrzuciłam drobiazgi – małe figurki zwierząt, kolorowe długopisy, zaproszenie na lody, ozdobne gumki do włosów, tubki z klejem brokatowym, pióro z nabojami z atramentem (wymarzone!). Bez słodyczy.
Chciałam, żeby jednak nasz pomysł kalendarza grudniowego miał w sobie coś z wymiany – dawania i brania w równowadze. Namówiłam Milo, aby co dzień dzieliła się, w zamian za niespodziankę, jednym swoim rysunkiem. Znacie jej pasję rysunkową – nie jest więc to szczególne wyzwanie, rysunków produkuje całą masę. Z upływem dni, torebki robią się puste, a na ścianie przybywa rysunków 🙂
Jakby mało było niespodzianek, Mikołaj pod poduszkę podrzucił jeszcze dwie długo wyczekiwane książki. Obie piękne i wyjątkowe!
Najpierw Milo rzuciła: – Ja nie wierzę w świętego Mikołaja!
Potem tata rzeczowo odpowiedział na pytanie Milo kim był Mikołaj, którego widziała na ulicy, że to pan przebrany (skoro już odrzuciła dziecięcą wiarę w tę cudowną postać).
Dwa dni później, kokosząc się wieczorem w kołdrze, podekscytowana tym, że w nocy przybędą prezenty, stwierdziła: – Wiesz mama, jednak wierzę w św. Mikołaja. Przypomniałam sobie, że kiedyś był u nas w przedszkolu 🙂
Popatrzyła w przelocie na groby za płotem, z niechęcią. I przylgnęła do mnie – Nigdy nie oddam Twoich kości na cmentarz! Nigdy! Okryję je kocykiem i będę trzymać w moim pokoju i się Tobą opiekować…
2.
Lata rozpięte pomiędzy Wybacz mi a wybaczam.
Słowa wyszeptane dziecku wiele lat temu, niezrozumiałe…
I przeszywające poczucie bycia gotową na pojednanie po 30 latach,
nawet jeśli ten drugi odszedł w tańcu śmierci dawno temu.
Pusty kształt się wypełnia, odległość maleje, policzki nabierają rumieńców.
Zaduszki nad przepaścią. Stałam się lżejsza. Wolna od.
Źródło: Bucultureshock.com
3.
Takie były plany. Oczekiwania i pomysły.
Porozmawiamy lekko o śmierci. Wyjmę książkę o gęsi i tulipanie.
Podskoczymy na Powązki, takie piękny teraz cmentarz, cały w złotej łunie…
Zapalimy znicze na nieodwiedzonych grobach, pospacerujemy,
Tylko do tych malutkich grobów nie pójdziemy, żeby nie trzeba było szukać słów.
Jeszcze nie wszystkie słowa znalezione, nie tak gładko o tej śmierci.
No chodźcie, taki zapach teraz w całym mieście, raz w roku.
Nie poszli. Wybrali życie. Zamiast wosku zapach domowego ogniska,
czekoladę w kostkach po równo, i uściski po równo.
I Kung fu Panda obejrzeli na małym ekranie. Razem.
Zdeterminowana, niewzruszona przyroda pochłania miasto na marginesach.
Tajemniczy obiekt drzemie w złotych stertach liści.
Biegniemy. Wspinamy się. Trzymamy za ręce.
Niezwykle ciepło jak na październik!
Sycimy się słońcem – na grudzień, na zapas.
Patrzymy na wodę, dając oczom przepastny odpoczynek.
Liczymy wagony przemierzające wiadukt z łoskotem.
Tego dnia światło nad nami, światło w nas!
Wieczorem dziecko mości obok łóżka legowisko dla przyjaciół. Otula ich w chusty i szale. Jak gniazdo z patyków i traw, łoże składa się z tysiąca drobiazgów. – Chcę zadbać o każde zwierzątko. – Jesteś niezwykła! – Mama, a nawet jak ktoś miałby takie same zabawki i zwierzęta, kocyki i książki, to nie zrobi tak samo jak ja, prawda? Każde dziecko wymyśli inaczej, bo jest niezwykłe!
Na ostatnie dwa tygodnie zanurzyliśmy się w kolorze, stąd cisza zapanowała na blogu. Wracamy jednak do sieci, zmęczeni po pracy, ale szczęśliwi z powodu najnowszej realizacji w otoczeniu przyrody. Instalacja Zanurzenie powstała na moście, łączniku dwóch gdańskich dzielnic, Dolnego Miasta i Olszynki. Autorzy to rodzice Milo, którzy najpierw stworzyli projekt kolorowej kładki, następnie wycięli ręcznie 3600 pasków z folii i wysłali je w paczkach do Gdańska, na koniec zaś zmaterializowali swój pomysł we współpracy z Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku. Pracy było bardzo dużo, upały niemal afrykańskie, ale i tak udało nam się – na tyle na ile mogliśmy sobie pozwolić – czasem odpocząć na plaży, wykąpać się w morzu, wyskoczyć na lody!
Czy tego chce czy nie, Milo uczestniczy z nami w naszych projektach. Dzięki dobrym zdolnościom adaptacyjnym do nowych sytuacji i entuzjazmowi dla nietypowych działań, jest w stanie dużo przetrwać. Spędziła z nami wiele dni na moście. Namiot zrobiony z plandeki za 10 zł po prostu uratował nam wszystkim życie! Milo od razu wprowadziła się do domku, miała w nim schronienie przed słońcem czy wiatrem. Deszcze na szczęście nie przeszkodziły nam w pracy. Bardzo się obawiałam jak dziecko przetrwa tę przygodę. Jakoś poradziliśmy sobie. Dzielną córkę rozpieszczaliśmy wieczorami po pracy, godząc się na różne jej zachcianki 🙂 Mamo, mam jeszcze tyle marzeń do spełnienia!
Nasze właśnie się spełniło! Stumetrowej długości most zyskał nowe oblicze, mieszkańcy korzystający z niego na co dzień zanurzyli się w kolorze i nie przestawali nam mówić o tym jak bardzo im się ta zmiana podoba. Każdego dnia to oni właśnie stają się bohaterami instalacji i częścią ruchomego obrazu. Spacerując z dziećmi czy psami, uprawiając jogging czy nordic walking, jeżdżąc na rowerze czy przepływając pod mostem kajakiem, mogą doświadczać koloru na swój własny sposób w zależności od sposobu i prędkości z jaką się poruszają. Każdy kierunek ruchu ma przyporządkowaną gamę kolorystyczną – chłodną i ciepłą. Warunki atmosferyczne i zmieniające się światło słoneczne czynią kolorowy pejzaż jeszcze bardziej zaskakującym.
Uwaga! Dużo zdjęć 🙂
A kto wybiera się jeszcze nad morze czy w okolice Gdańska, zapraszam do odwiedzenia Dolnego Miasta!
Czuję! Jak dobrze, że czuję.
Wzrusza mnie cała w drobnych falach skóra na dłoni starej kobiety.
Cieszą mnie kwiaty na balkonie, zapach tymianku i bazylii.
Śmieszy komiks mojej córki z dialogami w nieznanym języku.
Małe, zwykłe rzeczy. Są ze mną.
Burza za oknem i zachodzące słońce,
w codziennym korowodzie napotkane „podarunki miłości dla mamy”.
Intensywne kolory.
Poranne przeciąganie się i radość w każdej komórce ciała!
Kuchnia w słodkim zapachu konfitury.
Nowe półki – trochę mniej anarchii w otoczeniu.
Sukienka długo oczekująca na uwagę.
Misterne wzory z henny w prezencie dla siebie.
Mój program minimum. Nie chcieć nad miarę.
Marzyć z rozmachem. Bać się coraz mniej, a najlepiej wcale.
Być dobrą dla siebie. Nie przestawać czuć.
A kiedy przychodzi wiadomość na ostrzu noża
i chwyta za gardło bez ostrzeżenia, trzymać się małych, zwykłych rzeczy.
Zostać ze wszystkim co przychodzi
i pozwolić przepłynąć.
Nasza relacja ze spotkania mam-blogerek-uczestniczek w projekcie Dziecko na Warsztat, który – już za chwileczkę, już za momencik – będzie miał drugą edycję… Minęło już trochę czasu, a ja wciąż noszę w sobie ekscytację towarzyszącą tej wyjątkowej chwili – po dziesięciu miesiącach wspólnych działań edukacyjnych, wymiany pomysłów i opinii, wzajemnych inspiracji, mamy miały w końcu okazję się poznać i porozmawiać! Bezcenne 🙂
Spotkanie podsumowujące projekt odbyło się 14 czerwca 2014 w Warszawie, w sklepokawiarni Formy Kolory. Prawdziwe odkrycie! Miejsce to nie tylko przestrzeń do różnorodnych warsztatów i spotkań, ale także księgarnia kusząca wyborem ciekawych książek, kawiarnia i sklep, a samo zwiedzanie wszystkich kolorowych zakamarków z dzieckiem staje się niezapomnianą przygodą.
Dzięki Sabinie, organizatorce projektu i spotkania Dziecka na Warsztat oraz autorce bloga Projekt Londyn 2014, udało nam się rozgryźć wstępnie pomysł na drugą edycję. Burza mózgów – moc inspiracji 🙂
Uczestniczki projektu zaproszono na kilka wystąpień. Oferta firmy Canca na długo przyciągnęła uwagę. Nazwa firmy pochodzi od słowa wymyślonego przez dwuletnią Zosię, która tak określała marchewkę, a ta z kolei dała początek serii „genialnie prostych zabawek” produkowanych przez Cancę. Interesujący wydał się pomysł na spersonalizowane książki dla dzieci z wykorzystaniem ich zdjęć i książki do nauki czytania. Dużym powodzeniem wśród dzieci i rodziców cieszyła się gra planszowa Kolorowe ryzyko – rozrywka dla całej rodziny.
Sklep Kabum – zabawki z pomysłem zachwycił swoją ofertą dorosłych i dzieci w każdym wieku. Młodsi sięgali po drewniane jabłko z robakiem na sznurku czy samochodziki na magnesy, starsi przepadali na długo, zapatrzeni w mieniącą się klepsydrę i zafascynowani kolorowymi szkiełkami. Propozycje Kabum to duży wybór edukacyjnych pomocy Montessori, wspaniałych zabawek drewnianych Grimm’s, puzzle Goki, figurek zwierząt i zabawek sensorycznych. Nasze szkiełka z Kabum cieszą się w zabawach nieustającym powodzeniem, a na spotkaniu dostałyśmy jeszcze drewniane kolorowe sześciany do wypróbowania w domu 🙂
Ostatnia prezentacja to Epideixis / Pus.pl i przebogata oferta edukacyjna: klocki Dienesa, Memo przestrzenne, Paleta, Labirynt, Domino, Drążki edukacyjne, Studnia Jakuba… i wiele innych. Jest w czym wybierać!
Sponsorzy poczęstunku: Sirocco – ekologiczne i certyfikowane herbaty, Smaki Warszawy – przepyszne babeczki i eklerki, Niezłe Ziółko – ciastka suche, OlivoCap – napoje. Na dodatek Ilona z Kreatywnym Okiem i Bożena z Mamą po raz trzeci zdobyły zniżkę na pizzę w czasie ulewy jaka przeszła w porze obiadowej nad Warszawą 🙂
W czasie, gdy mamy zbierały najświeższe dane o zabawkach dla dzieci, ich pociechy warsztatowały twórczo i historycznie z: (świetne warsztaty malowania temperą jajową), Instytutem Pamięci Narodowej – Przystanek Historia („Nie ma cwaniaka nad dziecko z trzepaka” czyli zabawa w czasy dzieciństwa rodziców w PRL-u) oraz gospodarzami spotkania (Formy Kolory zaprosiły dzieci na warsztaty robienia mydełek glicerynowych – piękna robota!). Milo jedynie czarowała farby z jajka, z pozostałych propozycji nie chciała skorzystać, wybierając miejscówkę na kolanach mamy 😉
Atrakcje i wrażenia – jest co wspominać! Sabinie należą się wielkie podziękowania za determinację w przeprowadzeniu przedsięwzięcia do końca, mamom, ojcom i dzieciakom za wspaniałą energię tego spotkania. Na mnie osobiście największym przeżyciem był fakt zmaterializowania się uczestniczek Dziecka na Warsztat, z którymi do tej pory przez wiele miesięcy spotykałam się w sieci, których wpisy komentowałam, które inspirowały mnie swoimi pomysłami, aż w końcu, pewnego dnia… zdarzyło się spotkanie twarzą w twarz, z uściskiem dłoni i błyskiem w oku. Żałuję, że nie wszystkie dziewczyny mogły przybyć, ale być może w drugiej edycji spotkamy się w komplecie 🙂