Artykuł ten napisałam parę lat temu dla Dziecisawazne.pl. Postanowiłam go przypomnieć, rozpoczynając tym samym cykl wpisów na temat wspierania rozwoju twórczego dziecka. Chciałabym podzielić się z Wami moimi doświadczeniami i obserwacjami, zarówno wyniesionymi z domu, najbliższego otoczenia obu moich córek, jak i poczynionymi podczas warsztatów dla najmłodszych dzieci, które prowadzę w Warszawie od 2013 roku. Rusza kolejna edycja moich autorskich warsztatów plastyczno-sensorycznych dla 2-3-latków KREATYWNY PLAC ZABAW. Chętnie opowiem Wam na czym polega ich specyfika, na jakich wartościach je zbudowałam, czym się różnią od zwykłych zajęć plastycznych i jakie korzyści dają moim cudownym, ciekawym świata podopiecznym 🙂 Gotowi? Zaczynamy.
- Pozwólmy zanurzyć się dziecku w procesie twórczym i doświadczać po swojemu
Rodzice w dobrej wierze pragną wspierać dziecko w przedsięwzięciach artystycznych, a niekiedy nawet współuczestniczyć w jego procesie twórczym. Zdarza się, że dorosłym niełatwo porzucić własne oczekiwania co do efektów pracy ich pociech. Jeszcze trudniej – poczuć się jak dzieci, które z natury nie mają ochoty podporządkować się radom, planom i wytycznym. Jaka postawa rodzicielska rzeczywiście wspiera kreatywny potencjał dziecka? Czy warto oddawać inicjatywę maluchowi? Być może przyjęcie roli obserwatora umożliwi rodzicom przeżycie niejednego zaskoczenia!
Meandry przygody
Przyglądanie się twórczemu procesowi, który dzieje się na naszych oczach z dziećmi w roli głównej, niemal zawsze przynosi zaskakujące odkrycia. Ciekawa i zabawna bywa ta szczególna konfrontacja dorosłego, który w myślach widzi już efekt wykonanego przez dziecko zadania (prostą drogę od A do Z), oraz dziecka, niemal całkowicie zatracającego się w pracy. Właśnie ta dziecięca świeżość, zaangażowanie i skupienie na doświadczaniu tu i teraz, mogą zaowocować fantastycznymi zwrotami akcji. Pozwólmy na to, by raz pochwycony przez dziecko wątek swobodnie meandrował, rozdwajał się i troił, gubił i odnajdował, tak po prostu… Nie poprawiajmy, nie instruujmy, nie ingerujmy, nie martwmy się. Dziecko jest w procesie twórczym i… właśnie doświadcza!
Rodzicu, nie wtrącaj się!
Rodzice bez wątpienia mają słuszne intencje, a niejednokrotnie entuzjazm we wspieraniu pracy dziecka. Ale zdarza się, że nie wiedzą bądź zapominają o wartości inicjatywy dziecka. A znaczy ona więcej niż najsłuszniejsze rodzicielskie oczekiwania. To ona – siostra intuicji – jest przewodniczką dziecka w krainie wyobraźni, nie warto więc jej krępować. Zanim „skorygujemy” pracę dziecka, ugryźmy się w język i zastanówmy, czy takie lub inne słowa nie sprawią, że dziecko zamknie się w sobie lub zniechęci:
- Rysuj prosto, nie wychodź poza krawędzie.
- A dlaczego to koło takie nierówne?
- Uważaj, nie pobrudź się…
- Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz?
- Co tak brzydko kolory zmieszałaś?
- Dlaczego zniszczyłeś pracę? To był taki ładny samolocik…
- Ale to przecież tak nie wygląda!
- Daj, pokażę Ci, jak to się robi!
Okazanie szczerego zainteresowania pracą dziecka, powstrzymanie się od oceny i krytyki oraz prośba, by maluch sam opowiedział o swojej pracy będą dla niego rzeczywistym wsparciem.
Wędrówka w krainie wyobraźni
Czasem oczywiście trudno się powstrzymać od wygłaszania uwag i udzielania wskazówek. Szczególnie, jeśli według kryteriów dorosłych praca dziecka może się wydawać niedoskonała… Zachęcam jednak tych rodziców, którzy bardzo chcą towarzyszyć dziecku w tworzeniu lub w jakimś stopniu kontrolować przebieg i rezultat zabawy, a także tych, którzy obawiają się, że dziecko się pobrudzi, żeby wzięli głęboki oddech i spróbowali spojrzeć na twórczą przygodę dziecka z innej perspektywy. Jaka wspaniała i wyzwalająca może być niewiedza dorosłego odnośnie kierunku, w którym zmierza jego kreatywne dziecko! Czym będzie powstająca właśnie praca – jeszcze portretem (w wyznaczonych przez nas ramach)? Czy też zmieni się i stanie obiektem, na przykład postacią skomponowaną z poszczególnych części ciała, samodzielnie wyciętych i sklejonych? Na szczęście dzieci mają niezawodną zdolność odchodzenia od „tematu” zadania i potrafią wędrować gdzieś ku swoim własnym krainom…
Ile razy miałam przyjemność doświadczyć zaskoczenia z rzeczywistego zainteresowania mojej starszej córki „swoimi sprawami” w ramach zaproponowanej przeze mnie zabawy! Jej pomysł niekoniecznie pokrywał się z moją intencją. I choć z niej wyrastał, po chwili ewoluował:
- ja: portrety z masy solnej; córka: żonglerka kulą solną
- ja: rysowanie ryb (płetwy, łuski, ogon); córka: rysowanie syrenek (mitologiczna galeria portretów)
- ja: biżuteria z darów jesieni; córka: układanki i mandale na podłodze
Towarzyszenie dziecku w procesie twórczym jest właśnie tym czasem, kiedy – przyjmując rolę obserwatora, a nie kierownika – bezpośrednio doświadczam kreatywnego przetwarzania i wyrażania się poprzez sztukę. W wielu przypadkach to córka staje się moją przewodniczką – czasem prowadzi mnie w nieznane, innym zaś razem do krainy wspomnień. Lubię więc schować mapę, zapomnieć o wyznaczonej trasie oraz zaplanowanych atrakcjach i zdać się na przygodę. Czego i Wam, drodzy dorośli, życzę:)
Co o tym myślisz? Coś Cię poruszyło lub z czymś się nie zgadzasz?
Napisz w komentarzu. Ślad Twojej obecności to szansa na inspirującą wymianę!
Wpadnij z wizytą do Dzikiej Jabłoni na facebooku 🙂
Jesteś zainteresowany warsztatami plastyczno-sensorycznymi w Warszawie
lub znasz kogoś, kto chciałby uczestniczyć w nich razem z dzieckiem?
Daj mu znać. Serdecznie zapraszam 🙂
Justyna Wencel
mądrze!
choć zrozumieć to jedno, a powstrzymać zapędy pod hasłem „daj, pomogę!” – drugie…
będę nadal próbować 😉
Rozumiem dobrze, sama przez to przechodziłam, ale pomogła mi obserwacja potrzeb mojej córki 🙂
tak trudno powstrzymać się od: pięknie, pięknie 😉 choć pracujemy nad ty latami aby tego nie powiedzieć 😉
Wiem, potrzebna jest uważność, a jak człowiek zmęczony, jest to czasem nawet machinalnie coś odpowiada. Sama też wciąż praktykuję 🙂
Uwielbiam! Świetny i mądry tekst bardzo bliski mojemu podejściu, ale z jednym małym zastrzeżeniem. Tworzenie wspólnie z dzieckiem nie zawsze musi oznaczać wtrącanie się i przeszkadzanie. Jeżeli rodzic potrafi pobrudzić się wspólnie z dzieckiem, wręcz wcielić w rolę drugiego dwulatka i przeżywać cały proces twórczy wszystkimi zmysłami wspólnie z dzieckiem, umiejętnie podsycając jego ekscytację, to mamy do czynienia z zupełnie nową wartością. Ja w ten sposób wzmocniłam w moim półtoraroczniaku poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie, pomogłam mu pokonać lęk przed brudzeniem, zbudowałam niesamowitą więź i utwierdziłam w przekonaniu, że samo uczestnictwo w procesie twórczym to niesamowity ogrom frajdy. Teraz, kiedy dziecię ma 2 lata i 8 miesięcy i jest pewnym siebie i ciekawym świata młodym człowiekiem, coraz częściej obserwuję go tak jak radzisz – z dystansu, ale w dalszym ciągu te chwile, kiedy tworzymy wspólnie, to dla nas inny wymiar i czysta magia 🙂 Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
3xTAK! Oprócz tego pytam siebie, po co im tyle niekontrolowanej kreatywności? Każdy, człowiek przy zdrowych zmysłach ma czasem dość: chaosu, bałaganu. Nikt nie lubi tracić kontroli nad rzeczywistością, zwłaszcza domową. I w tym jest właśnie odp. Dzieci doświadczają, że nietykane, lecz wspierane mają wpływ na świat – sobie najbliższy, uczą się brać za niego odpowiedzialność. Co z tego, że dwadzieścia razy się pobrudzą, zostawią ścinki i porozkładane place budowy, jak dwudziesty pierwszy stwierdzą, że porządek jest częścią twórczego procesu:) Może doczekam 21. A może przeskoczą ten punkt i zaskoczą jakimś innym:)pozdrawiam