Dziś nie naciągnę Was na wydatki książkowe. Dziś wzięło mnie na wspomnienia i pokażę Wam stare książki. Klasyka mojego dzieciństwa. Dwie sylwetki kiedyś stale obecne i ważne, dwa nazwiska, które na zawsze naznaczyły moją dziecięcą wyobraźnię.
Dziś czeka na Was dużo zdjęć. Zapraszam do świata ilustracji dla dzieci sprzed kilku dekad – Jan Marcin Szancer i Antoni Uniechowski w rolach głównych!
Tajemnicze inicjały
Widzicie litery w prawym dolnym rogu książki? To zakamuflowane w ilustracji „jms” albo „AU” wydawało mi się bardzo, bardzo tajemnicze, gdy jeszcze byłam małą czytelniczką. Miałam blade pojęcie o podpisach i inicjałach, nie wnikałam kto jest autorem danego obrazka. Obrazki były dla mnie anonimowo piękne!
Chciałabym pokazać Wam cztery wyjątkowe książki, które miały dla mnie jako dziecka wielkie znaczenie. Tak się składa, że wszystkie są zilustrowane przez J. M. Szancera i A. Uniechowskiego. Są takie książki, których tekst mógłby dla mnie w zasadzie nie istnieć, bo ilustracje załatwiały sprawę. Mimo że nauczyłam się czytać dość wcześnie, niektórych opowieści po prostu nie chciało mi się czytać, wolałam sama snuć swoje historie i przygody, zanurzając się w podsuniętych przez ilustratorów obrazach. Taką książką była dla mnie pierwsza część przygód Kasi i Piotrusia (o istnieniu drugiej części dowiedziałam się niedawno dzięki Przygodom z książką).
Dom pod kasztanami
autorka: Helena Bechlerowa
ilustrował: Jan Marcin Szancer
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Stare strychy pełne gratów zawsze wydawały mi się najbardziej inspirującymi przestrzeniami do eksploracji dla dzieci. Moja babcia Nela też miała taki strych, z zakurzonymi rysunkami, walizami, tobołkami, meblami. Czas uśpionych przedmiotów, zapomniane muzeum, święta przestrzeń opuszczona przez czas i pamięć ludzi… Kraina wyobraźni. Ach!
Makówkowy Król. Gdy patrzę na ten obrazek, od razu przypominają mi się wakacje u babci i ogród, w którym rosły maki. Zamierzchłe czasy, gdy obserwowaliśmy cykl życia makówki, a najbardziej korciło wyciąganie jeszcze białego, miękkiego maku z niedojrzałej kulki. Pamiętam wciąż ten cichutki stukot wysuszonych ziarenek, które, po potrząśnięciu makowego domku, wylatywały nam na dłonie przez maleńkie okienka…
Tak wygląda dziś tył książki. Wiem, nie ma się czym chwalić… przypuszczam, że była to moja interpretacja Kasi, Piotrusia i kota Tymonka-Tygryska 🙂
Brzechwa dzieciom
autor: Jan Brzechwa
ilustrował: Jan Marcin Szancer
wydawnictwo Nasza Księgarnia
Tym razem zbiór wierszy. Wiele z nich wszystkie dzieciaki z dawnych lat znały na pamięć. Poza tym była to lektura dla klasy pierwszej. Uwielbiałam poczucie humoru autora!
„Posłał kozioł koziołeczka
po bułeczki do miasteczka”
Tak zaczynał się jeden z moich ulubionych wierszy.
Niezwykła galeria portretów bohaterów tej książki do dziś pozostaje w pamięci. Te obrazki kochałam za kolory; dziś doceniam też wielką swobodę i kunszt wykonania. Stonoga!
Wiadomo, że Kaczka Dziwaczka była dziwna, ale najdziwniejsza wydawała mi się ta ilustracja. Trochę odstająca od reszty, stworzona jakby w innym stylu – z postaciami schematycznymi, narysowanymi bardzo umownie, wcale nie jak u Szancera – odrealnionymi. I te głowy bez twarzy… Jak byłam mała, myślałam o tej ilustracji jako o niedokończonej 😉
Fascynował mnie ten elegancki lis, ale już długi – wielostronicowy – wiersz o jego przygodach był dla mnie nie do przełknięcia 😉
Baśnie narodów Związku Radzieckiego
autorki: W. Markowska i A. Milska
ilustrował: Antoni Uniechowski
wydawnictwo Nasza Księgarnia
Moja kolejna miłość. Dziwny tytuł – najważniejsze, że bajki, reszta brzmiała dla mnie niezrozumiale, a więc egzotycznie. Podobało mi się, że są tam różne bajki z wielu krajów, co czuło się w imionach (Iwan, Miszka, Aleksy, Gregory, Aszwili, Sałym-chan) oraz ilustracjach, na których bohaterowie opowieści mieli na sobie dziwne stroje. Lubiłam też takie obco brzmiące słowo jak carewna. Carewien i królewien zresztą było w tych baśniach mnóstwo. Nie mogłam od nich oderwać oczu 🙂
Najbardziej lubiłam bohaterki, które nie czekały całe życie na księcia, który przypadkiem zaplącze się w las, zakocha się, uratuje i weźmie za żonę, lecz takie, które były aktywne i radziły sobie w trudnych okolicznościach na przykład dzięki sprytowi 🙂
Księga papugi
opracowanie: W. Markowska i A. Milska
ilustrował: Jan Marcin Szancer
wydawnictwo Książka i Wiedza
O baśniach perskich już kiedyś pisałam przy okazji bajkowego projektu blogowego, w ramach którego robiłyśmy z Milo wspaniałe kolorowe przedstawienia do baśni z różnych stron świata. Podobnie jak baśnie z ZSRR, lubiłam tę książkę za egzotykę i przepiękne, kolorowe ilustracje Szancera. Zachwycała mnie też szkatułkowa narracja: ktoś opowiadał historię, w której ktoś opowiadał historię, w której to ktoś inny opowiadał kolejną historię…
Niewiarygodne – ta książka ma ponad sześćdziesiąt lat (wydanie z 1951 roku), a trzyma się rewelacyjnie jak na swój wiek 🙂
Mali-Szeker…
Szancer po raz kolejny zaczarował mnie – małą dziewczynkę! Jak już napatrzyłam się na bogate stroje pięknych kobiet o imionach brzmiących jak nazwy przypraw z dalekich krajów, zakładałam specjalne zeszyty z modą, w których powstawały niesamowite kolekcje kobiece. Lubiłam rysować, a Szancer był w tamtym okresie, choć tego sobie nie uświadamiałam, wspaniałą inspiracją.
Piękna i mądra Mir-I-Szach-Bano…
Dilefruz…
Koty Szancera
Kilka kocich portretów wg Szancera, z różnych opowiastek i źródeł. Lubię te oczy 🙂
Tak wyglądałam wczoraj w nocy na klawiaturze komputera, obrabiając zdjęcia do tego wpisu 🙂
Uwiodły mnie stare książki. Chyba pokuszę się któregoś razu o jeszcze więcej wspomnień. Za dwa tygodnie mam jednak trochę inne, bardziej współczesne, plany. Do zobaczenia!
P.S. U Dwóch Sióstr świeże wznowienie Małej księżniczki z ilustracjami Antoniego Uniechowskiego.
Na koniec zapraszam do odwiedzania pozostałych blogów w Przygodach z książką 🙂
Brzechwastoi dziś na półce moich dzieci. Bwchlerową uwielbiam szaleńczo, a mam taką jeszcze inną osobistą miłość dziecięcą- Bursztynowe Drzewo Edmunda Puzdrowskiego. Kupiłam parę lat temu na allegro. Moja rozpadła się na proch od używania. Fajnie powspominać 🙂
Bursztynowego drzewa nie znam. aż poszukam, z ciekawości 🙂
Baśnie Narodów Związku Radzieckiego pamiętam z dzieciństwa, chyba były u mojej cioci ? zawsze podobały mi się te ilustracje
ja też przepadłam, od razu, do dziś robią wrażenie!
Baśnie narodów związku radzieckiego pamiętam z dzieciństwa, chyba były u mojej cioci. Zawsze strasznie podobały mi się te ilustracje ?
„Brzechwa dzieciom” to jedna z najukochańszych książek mojego dzieciństwa. W domu były chyba aż trzy egzemplarze. Teraz mój, lekko już sfatygowany, czeka na półce, by za jakiś czas cieszyć moje dzieci.
Mój już ucieszył :)))
Ach, Wy! Aż łezka staje w oku na te wspomnienia. „Domu pod kasztanami” wcale nie kojarzę, a jest taki piękny. A czy w tym zbiorze baśni jest jakaś o Błękitnej pagodzie? Sprawdzam z przyjaciółką różne tropy, by ją znaleźć.
Błękitnej pagody nie ma, może w innym zestawieniu, ktoś wspominał o azjatyckich…
Rozglądam się teraz za drugą częścią, Za Złotą Bramą Bechlerowej 😉
Dlaczego ja nie znałam „Domu pod kasztanami”?! Wypomnę rodzicom to zaniedbanie, bo książka ma piękne ilustracje. A swoją drogą, mamy szczęście, że wychowywałyśmy się w czasach, gdy królowały książki mistrzów polskiej ilustracji.
prawda!!! a teraz nowi mistrzowie nadchodzą 🙂
wreszcie ilustratorzy, których rozpoznałabym „z zamkniętymi” oczami” 😀
niewiele pamiętam obrazków z dzieciństwa, ale ta kreska w dużej mierze kształtowała moje gusta
ilustracje Szancera to dla mnie ucieleśnienie baśniowości
Brzechwa (inny – „Od baśni do baśni”), „Grzyby”, „Bajki spod pigwy” z jego ilustracjami do dziś cieszą oko w domu moich rodziców
„ucieleśnienie baśniowości” – zgadzam się, trafione w punkt.
Stare ksiazki maja dusze!
🙂
Uwielbiam te książki, wszystkie za wyjątkiem „Papugi” pamiętam z dzieciństwa. Większość mam zachowaną w dobrym stanie, pozostałe neurotycznie kupuję na allegro (to tak a propos nie naciągania nas na kolejne wydatki książkowe 😉
hehe, dziś spędziłam spooro czasu, przetrząsając allegrowe antykwariaty 🙂
gdzieś mi też dziś wpadło 1001 nocy ilustrowane przez Szancera, to klimaty dokładnie jak z księgi papugi 🙂
Nie znałam ani „Domu pod kasztanami” ani „Księgi papugi” będe szukać w bibliotece. Jestem przekonana, że zachwycą moje córki. Szczególnie ta druga pozycja.
Piękna jest, warto rzucić okiem i się zakochać. Szancer zilustrował jeszcze w podobnych klimatach „Z 1001 nocy”.
AAA!!! Cudowne! Chyba odwiedzę bibliotekę, albo antykwariat! I choćby nawet Tymianek nie miał ochoty czytać, będę czytać sobie. Zachwyciły mnie te ilustracje! Moi dziadkowie też mieli ogród, a w nim maki. Pamiętam, że nie zawsze mieliśmy cierpliwość i często zjadaliśmy biały mak 😉
Zjadało się wszystko niedojrzałe, nawet marchewki prosto z ziemi i zielone jabłka, bo jak można było czekać! czas się dłużył zanadto 🙂 my też wcinaliśmy biały mak, choć fajnie było ten właściwy, dojrzały, już wysypywać szeleszcząco 🙂
Jejku jakie wspomnienia. Masz rację. Te ilustracje już wystarczały:) ileż razy moje małe rączki przewracały z zachwytem te książki. Zachwycam się Domem pod kasztanami, ponieważ zupełnie nie znam:) Brzechwa w tym wydaniu ciągle do zdobycia. W domu mam zaś Baśnie narodów Związku Radzieckiego, bo mąż przytaszczył ze strychu rodziców. Uwielbiam takie wpisy 🙂
ten wpis wspomnieniowy sprawił mi dużo radości 🙂 to był pierwszy taki, i chyba mam ochotę na następne 🙂 Dziś widziałam Dom pod kasztanami na allegro, bo akurat szukałam drugiej części 😉
Teleport do krainy dzieciństwa [ beztroskiego] mi zafundowałaś – dzięki!
„Domu pod kasztanami” nie znam, ale tym bardziej się ucieszyłam bo mogę odkryć nowe!
Ja połykałam wzrokiem „Baśnie Andersena”, każdy szczegół wyryty w pamięci. Tutaj znalazłam ilustracje: https://jarmila09.files.wordpress.com/2009/12/basnie02_blog.jpg
Tak jak Ty, odpływałam w krainę wyobraźni zaludnioną postaciami Szancera – lubiłam to 🙂
Mam kilka pozycji – wyślę mms-em, może też coś odkryjesz nowego 🙂
Miałam Baśnie Andersena z ilustracjami Stannego i Strumiłły, o ile pierwszy pobudzał wyobraźnię, o tyle drugi mnie przerażał 🙂 za dużo było grobów, czaszek i zjaw. trzeciego tomu nie pamiętam.
Iza, u Ciebie to pewnie nieprzebrane skarby, mogę się tylko domyślać co tam masz do odkrycia. pozdrowienia!
a tu więcej Szancera: http://www.book.hipopotamstudio.pl/index.php?s=szancer
Wiesz co, akurat Szancera mam mało ponieważ moje ukochane książki z dzieciństwa mój tata tak skutecznie schował że do dzisiaj nie mogę ich znaleźć. Dzięki tej stronie co przesłałaś przypomniałam sobie Dziadka do orzechów” – te miasto z babeczek i inne – godzinami wpatrywałam się w te cuda 🙂
a propos strychu – znam i kocham ten klimat 😉
http://www.recyclingart.pl/media_15.html
ekstra. moje klimaty 🙂
Miałam i ja tego Brzechwę, miałam! Powiew nostalgii!
oj tak. to sobie powspominałam tym wpisem 🙂
Widze, że będę polować na Bajki narodów Związku Radzieckiego, bo lubię takie zbiory 🙂
Moja ciocia ma Baśnie narodów Azji Środkowej i Kazachstanu – coś fantastycznego, zarówno baśnie jak ilustracje. Pamiętam do dzisiaj.
Papugi nie znałam, ale Baśnie Andersena też mam, między innymi w takim wydaniu.
Miałyśmy fajne dzieciństwo 🙂
Baśnie Andersena… maaatko… Brzechwa miał być i wiersze… ale się zamyśliłam jak pisałam 😉
chyba zacznę tych baśni azjatyckich szukać… a może jakiś wpis zrobisz u siebie ze zdjęciami???
jak zwykle coś ciekawego wymyślicie! a te ilustracje ahhhh!!!!!!!!!!
🙂
Piękne ilustracje. Uwielbiam takie!
Nie pamiętam ani jednej. Nie mam też żadnej książki z dzieciństwa. Na dobrą sprawę to pamiętam tylko jedną książkę, którą kupił nam tata – „Bajki Pana Bałagana”. Próbuję ją znaleźć i kupić od jakiegoś czasu. 🙂
Nie znam zupełnie tych ilustratorów, a z podsuniętych ksiąg znam tylko i posiadam nawet, Brzechwę dzieciom. Podobnie jak Ciebie, fascynował mnie obrazek z lisem, piękny jest i nadal go uwielbiam :3
No i Stonoga <3
urzekł mnie „Dom pod kasztanami”… uwielbiam takie starocie…
Brzechwa dzieciom – miałam! Aż jestem zła na rodziców, że mało mnie z bratem pilnowali jeśli chodzi o dbanie o książki. Z dzieciństwa została mi jedna – jakieś radzieckie wydanie bajek, gdzie prezenty przynosi dziadek mróz.
Chciałam zapytać, czy ktoś zna baśń o zajączku, lisie i kogutku, czasem jest inny tytuł, np. dom z lodu, dom z kory.
Treść opowiada o lisie i zajączku, jeden buduje dom z lodu, drugi z kory, na wiosnę dom z lodu się rozpuszcza, lis przejmuje dom zajączka, wilk, psy, byk, niedźwiedź próbują go wygnać, ale dopiero kogutowi/ pszczole się to udaje.
Potrzebuję tej historii do pracy, za wszelką pomoc będę bardzo wdzięczna.
Powiało rosyjskimi klimatami. Pamiętam z dzieciństwa bajkę o kogucie, zającu i lisicy, opowiadaną mi przez mamą, ale to najwyraźniej trochę inny wątek. Tutaj jest ten trop: http://mamaczyta.pl/bezcenna-klasyka/o-zezowatym-zajacu-i-przebieglej-lisicy
Pozdrawiam 🙂