Stało się. Odsłona czwarta Przygód z książką. Powracam do formuły z zeszłej edycji – sylwetka ilustratora lub ilustratorki – w wersji rozszerzonej, z dodatkiem autorskich książek Milo.
Na pierwszy ogień idzie nestor polskiej szkoły ilustracji Janusz Stanny i jego niezwykła wyobraźnia, która do głębi poruszyła moje dziecięce przeczucia na temat obrazków w książkach dla dzieci. Szczególnie w baśniach. Pokażę Wam dziś dwie książki, które mam w domu z ilustracjami Stannego. Jedna sięga daleko, daleko w czasy dzieciństwa, druga zaś jest nowym nabytkiem. Pierwsza jest ciężka, ponura i smutna, podczas gdy druga przepełniona jest lekkością, zabawą i humorem! Gdzieś pomiędzy skrajnymi nastrojami obu książek mieszczą się wszystkie odcienie Janusza Stannego jako niezwykłego ilustratora, rysownika i malarza wyobraźni, ojca dzieciom, gawędziarza, cenionego profesora i fajnego człowieka. Nie poznałam go osobiście, ale do dziś pamiętam naszego młodego nauczyciela grafiki, który akurat szykował się do dyplomu u prof. Stannego, a w międzyczasie uczył nas w liceum plastycznym, dzieląc się swoimi pasjami i odkryciami w dziedzinie rysunku, kina, fotografii. Zawsze mówił o swoim profesorze z przejęciem i wielkim szacunkiem.
Baśnie Andersena. W wielu odsłonach, wydaniach, o wielu twarzach – dzięki przeróżnym ilustratorom. Każdy pewni miał jakieś wydanie w domu. Na mojej półce mieszkała czarna trylogia wydana przez PIW. Kusząca, pociągająca, ale też odpychająca, w zależności od emocji jakie we mnie budziły poszczególne tomy. Nie tylko w warstwie tekstowej, która – jak wiemy – do lekkich nie należy, ale może przede wszystkim dzięki wyrazistym, niezapomnianym ilustracjom. O ile tom pierwszy często miałam w dłoni, oswajając się powoli z wyobraźnią Stannego i próbując ją godzić z moją własną, to część druga i trzecia, pełna zjaw, grobów i czaszek (przodował w tej stylistyce Andrzej Strumiłło) skutecznie mnie wystraszyła na całe lata. Słabo zapoznałam się więc z pozostałymi częściami. Chyba słusznie przeczuwałam, że poprowadzą mnie w krainę sennych koszmarów…
Stanny na szczęście nie jest w Baśniach aż tak drastyczny. Ilustracje są na pewno charakterystyczne, groteskowe, niepokojące, często ponure. Są zarazem bardzo malarskie, a kolor wpływa tu na emocje, nie mam co do tego wątpliwości. Sugestywność tych wizji wypływa także z odważnych, zaskakujących połączeń, które -będąc dzieckiem – odbierałam jako bardzo dziwne. Kobieta połączona z architekturą. Przeskalowane zwierzęta. Dziwnie blade, wystraszone twarze bohaterów. Czaszko-skało-zamek. Słowik z głową mężczyzny. Niesamowite jak bardzo wiele emocji budziły we mnie ilustracje Stannego. Niektóre przyciągały, wzywały, kazały wracać bezustannie, po wiele razy i śledzić szczegóły. Cienie we wnętrzu dziupli, błysk światła w oczach dziewczynki, kolor nieba nad dusznym pejzażem. Inne odpychały, budziły gniew, denerwowały, straszyły. Wszystko w nich było omszałe, gnane wiatrem, przymglone, senne i mroczne. Nikt się nie śmiał, chyba że złośliwie, pod nosem.
Koszmar mojej dziecięcej lektury to postać Królowej Śniegu w wersji Stannego. Bałam się tej twarzy, a jednocześnie nie mogłam od niej oderwać wzroku.
Obrazek jak ze snu o lataniu, które miewał chyba każdy w dzieciństwie.
Znów koszmarna Królowa!
Największe wrażenie robiła na mnie niezmiennie baśń Czerwone trzewiczki. Ciężko powiedzieć, że była moją ulubioną, ale naprawdę nie mogłam o niej zapomnieć. Końcówka budziła moje przerażenie, że dziewczynce pękło serduszko, a jej dusza uleciała do nieba. Na to nie mogłam się zgodzić, tego nie robi się dziecku 😉
——-
Druga książka to Wędrówka pędzla i ołówka. Kompletna zmiana nastroju. Wspaniała, lekka książka-opowiastka Marii Terlikowskiej w rysunkowo-malarskiej oprawie Stannego. Zabawa słów z obrazem, kolorem, kreską… W tej wędrówce towarzyszyła mi moja mała asystentka, czasem wskazując na coś interesującego ręką lub nogą 🙂
Totalne zainteresowanie tygrysem 🙂
Lubicie Stannego? Macie jakieś książki z jego ilustracjami?
———–
Książki Milo, czyli Przygody Ptaszka Piotrusia. Powstały 4 tomy:
- Przygody Ptaszka Piotrusia
- Przygody Ptaszka Piotrusia i Kotka Mruczka
- Załamka Ptaszka Piotrusia
- Przygody Ptaszka Piotrusia
Kolejne części w przygotowaniu. Mnóstwo emocji. Przyjaźń. Czekam na następne, bo bardzo ujęły mnie te książeczki mojej córeczki.
Zapraszam uczestniczki do linkowania swoich wpisów z lutego, a gości do odwiedzenia pozostałych blogów.
[opcja chwilowo niedostępna – pracuję nad poprawnym rozwiązaniem]
dobrze pamiętam te piękno-straszne ilustracje do Andersena
i, biorąc pod uwagę stopień zniszczenia poszczególnych tomów, też chyba po traumie pierwszego omijałam pozostałe
nie miałam pojęcia (tak to się czyta, moja panno, bez zrozumienia!) że to TEN Stanny od „Wędrówki”! (którą nota bene bardzo lubię, ale niektóre znajome dzieci też przeraziła…)
Niezłe mamy wspomnienia z baśni w takim razie 🙂 Stanny wbija się w pamięć, co to dużo mówić.
Ptaszek Piotruś to co innego – nastraja zdecydowanie pozytywnie! mam nadzieję, że szybko podźwignął się z załamki 😉
Przyjaciela, który wyjechał, nikt nie zastąpił. Poznał jednak wkrótce 2 kolegów 🙂
Niezwykłe te ilustracje!
Działają 🙂
Pewnie, że pamiętacie! Jak ja się bałam tej czachy z zamkami! Matko 30 lat, a ja dalej ją pamiętam. Każdy najmniejszy szczególik. Jednocześnie fascynowała, przyciągała i odpychała.
Kasia, mam dokładnie tak samo, w szczególikach, ach!!
I ja mam dokładnie tak samo! W pierwszej chwili nawet nie pamiętałam, że i ja miałam kiedyś to wydanie, ale jak tylko zobaczyłam zamek wyrastający z czachy, to pamięć błyskawicznie mi wróciła.
O tak! wszystko wraca 😉
Stanny… jak ja Go kocham…!!!
nawet te straszne obrazki? 😉 mistrz!
Widzę tytuł i już rączki zacieram, że będzie interesująco, ale nie spodziewałam się takiego piorunującego zestawienia. Nie miałam tego wydania baśni, chyba rzeczywiście mogłabym je znielubić, jako mała dziewczynka. Plusem tych ilustracji jest jednak tląca się w nich iskierka wrażliwości, skryta pod tym baśniowym monumentalizmem. Zdecydowanie wolę Stannego minimalizm, jak ten z drugiej książeczki lub z „Wierszyków nałęczowskich”. I te okładki do książeczek „Z wiewiórką” – pamiętne!
Tak się złożyło, że te dwie książki mam akurat w domu, tak je zestawiłam, i wyszła taka rozpiętość niesłychana 🙂 Ostatnio w antykwariacie mignęły mi baśnie z ilustracjami Szancera, no to już zupełnie inne klimaty hihi. chętnie sprawiłabym sobie, bo też budzi moc wspomnień.
Jakby tak dobrze się przypatrzeć to Milo idzie w ślady wielkiego ilustratora! „Przeprosiny” czadowe!
Dużo rysuje, nawet nie wiem kiedy stało się to jej naturalną potrzebą.
Bardzo ciepłe, wrażliwe i życiowe te jej opowiastki. też lubię przeprosiny 😉
Znowu zafundowałaś mi podróż do dzieciństwa!
Przypomniałam sobie te czarne księgi, stojące na najwyższej półce, w dziale ksiąg zakazanych 😉
Zaczęłam je oglądać później [ gdzieś w wieku Emila ], ale nie wiem czy też nie za wcześnie…
Przerażające ilustracje zapadły w pamięć [ czacho-zamek -szczególnie]. Pamiętam też inne przerażające ilustracje [ ten kruk z okładki Króla kruków ] S.Eidrigeviciusa…] a najbardziej porażające „Bajki” – Jean de La Fontaine [https://jarmila09.wordpress.com/2010/02/19/bajki-jean-de-la-fontaine/]!
no, przerażające te bajki były kiedyś, nikt ich nie prostował i nie uładzał, nie disneyował na różowo. po prostu baśnie po całości i w tekście i w obrazie hihi. zakazana półka! u mnie to były atlasy anatomiczne z rozkładanym brzuchem i zakazanymi bebechami, wszystko ze starego papieru, z charakterystycznym zapachem i ten lęk, że ktoś dorosły mnie nakryje, gdy ja oglądam wnętrzności człowieka 🙂 🙂 fascynujące!
Właśnie przypomniałam sobie dwie przerażające mnie książki. Jedna to wspomniany Król kruków, a druga to Nie płacz koziołku. Bałam się ich, a mimo tego zaglądałam i o innych książkach zapomniałam, a te pamiętam. Moc obrazu jest większa niż słowa.
Prawda, mi się zdarzało czasem nie czytać tekstów (albo uleciały gdzieś z pamięci), ale obrazy świdrowały mi w głowie i do dziś pamiętam detale i emocje, wszystko! niesamowite 🙂
Kiedyś, mam wrażenie, ilustratorzy się nie szczypali i ilustracje do książek dla dzieci cechował taki sam poziom artyzmu jak obrazy w galerii sztuki. Stannego kojarzę, ale jak przez mgłę, z bardzo starych wydań książek, które gdzieś muszą być u moich rodziców w biblioteczce. Bardzo niepokojąca i abstrakcyjna kreska, ta rozmytość dodaje jeszcze ilustracjom tajemniczości.
W ogóle jak czytam Andersena, to w jego baśniach jest bardzo dużo na temat mrocznych rzeczy, typu śmierć, przemożny smutek, ból, strata. Teraz dzieci kryje się pod kloszem z dobrych emocji, zapominając jakby, że muszą się kiedyś z tymi trudnymi uporać, kiedyś przeżyć wszystko i dobrze byłoby, żeby nie przeżywały wszystkiego na raz, jak tama puści.
Ech, takie tam mnie naszły filozoficzne trochę rozkminy nocne 😀
baśnie po to są właśnie, mają odwieczną, terapeutyczną, inicjującą moc. i tak ma być. mnie przerażają baśnie „opracowane”, gdzie postacie (symboliczne zazwyczaj) nagle dostają imiona, trudne sprawy czy emocje zostają wycięte, uładzone… Taka baśń wypatroszona zostaje, z ładną ilustracją. a propos rozkmin 😉