Witajcie! To już ostatni wpis w projekcie „Przygody z książką”. Trzecia edycja mignęła jak jeden dzień, jak spadająca gwiazda, jak szalony pendolino. Listopad i grudzień przeleciały tak szybko i trudno mi uwierzyć, że to już koniec. Przygód i starego roku 🙂 Przy okazji, jak to zwykle bywa w tym projekcie, rezultaty: zrujnowane oszczędności, nieskromnie rozbudowała listy życzeń, nowe marzenia i zwiększony apetyt na kolejne książki, które muszę mieć!
Na zakończenie przywołuję fantastycznego polskiego ilustratora, w którego charakterystyczne twarze z wielkimi, migdałowymi oczami – w przygodach króla Maciusia czy Piotrusia Pana – można było wpatrywać się godzinami… Pamiętacie? Dziś mam w domu tylko jedną, ale ważną dla mnie książkę z ilustracjami Jerzego Srokowskiego, więc tylko na jej przykładzie będę zachęcać do nostalgicznych powrotów lub nowych odkryć po latach twórczości wyjątkowej, niezapomnianej, czy też wciąż wartej przypominania. Najwyższa klasa wśród polskich ilustratorów. A książka to Gałązka z Drzewa Słońca, zbiór baśni cygańskich spisanych i zebranych przez pisarza i poetę Jerzego Ficowskiego. Baśniowa współpraca!
Obaj artyści są dla mnie ważni. Srokowski naznaczał wyobraźnię, kołysał do snów i marzeń o przygodach, dalekich wędrówkach i spotkaniach z bohaterami, którzy nie byli po prostu kolegami ze szkoły. Dziś, patrząc na jego ilustracje, mam wrażenie, że wgapiłam się jako mała dziewczynka w każdą kreskę i każdą plamę koloru, że poznałam na pamięć kształty i zestawienia barw, że niemal weszłam w obrazek i stałam się jego częścią, obserwatorem, który może dotknąć tak bardzo realnych postaci, przeżyć to co je spotyka…
Gałązka jest książką wyjątkową dla mnie także z tego powodu, że otrzymałam ją od babci Neli na szóste urodziny. Do dziś widnieje we wnętrzu pamiętna dedykacja dla ukochanej wnuczki, niczym szept dobiegający z przewracanych kart książki. Głos babci, która książkę dla mnie wybrała i podarowała, z tymi kilkoma prostymi słowami na pamiątkę.
Z Jerzym Ficowskim wiąże się pewna historia. Prawie dwadzieścia lat temu, w odległej epoce, gdy pisałam wiersze i zaczytywałam się w poezji, napotkałam wiersze Ficowskiego. Minimalistyczna fraza, ascetyczna oszczędność słów, które jednak rozbrzmiewały znaczeniami, waga każdego użytego słowa i przestrzeń niedopowiedzeń, gry słowne, wyczuwalna obecność i fascynacja prozą Brunona Schulza… Przepadłam natychmiast. To była bliskość od pierwszego wiersza. Zaraz potem odkryłam, że jeden z moich ukochanych poetów jest autorem tej niepozornej, zagubionej we wspomnieniach książeczki z baśniami. Odkrywałam jego biografię z wypiekami na twarzy, zarówno historie wojenne, jak i wędrówki z taborami cygańskimi w latach 50-tych… Przyjaźń z Papuszą, poetką cygańską, której twórczość pokazał szerszej publiczności, wiązała się z poczuciem winy, które męczyło go przez całe życie. Papusza za odkrycie przed obcymi wątków kultury cygańskiej została przez swoich posądzona o zdradę.
Miałam szczęście i przyjemność spotkać osobiście Jerzego Ficowskiego, gdy jeszcze żył w Warszawie, na jednym z wieczorków poetyckich. Napisałam potem do niego list, w którym przypomniałam moją fascynację Gałązką z Drzewa Słońca w dzieciństwie, przesłałam mu swoje wiersze, prosząc jednocześnie o opinię. I nadeszła odpowiedź człowieka zmęczonego już zapewne sprawami innych ludzi, człowieka, który porządkuje swoje własne życie i skupia się na tym co najistotniejsze, bo nie zostało mu wiele czasu… a jednak była to odpowiedź pełna szacunku i łagodności, otwarta, ale stanowcza, z zachętą do pisania. Plus kilka cennych rad. Wspominam dziś ten list kreślony charakterystycznym pismem w czasach, gdy jeszcze nie pisaliśmy e-maili, tylko zwykłe listy. Z uśmiechem, bardzo ciepło. Przypominając sobie skromnego człowieka w dziedzinie życia, a tak przeszywająco prawdziwego i wielkiego w poezji, w słowach, które przywoływał i misternie oswajał. Tak się złożyło, że po latach mieszkam niedaleko jego miejsca zamieszkania. Spacerując z młodszą córką w wózku, mijam czasem pamiątkową tablicę na domu, w którym żył jeszcze nie tak dawno. Taka moja historia z baśniami w tle 🙂
Wróćmy jednak do bajek. O bajecznych, przepysznych tytułach. Baśń przed baśniami. Matka Słońca. O człowieku co się zwał Nic. O bocianie ze złotym piórkiem. Wszystkowidzące lusterko. Trzy złote włosy króla Słońca. I – najpiękniejszy z nich – O rybaku, Urmie i ptaku Czarana. Baśnie uchylające rąbka tajemnicy nieznanej kultury, choć będącej tak blisko. Dodajmy ilustracje Jerzego Srokowskiego. Otrzymujemy (z perspektywy dziecka tak to widziałam) książkę czarów przyprawiającą o dreszcze, której nie chce się wypuścić z rąk. Odnaleziona po latach Gałązka trafia do mojej córki. Teraz ona się nią zachwyca i prosi o wspólne czytanie o Siostrze Ptaków, która rozumiała mowę ptaków. Czar nie pryska… Przekonajcie się, jeśli tylko macie ochotę.
Tylko jedna książka, a tyle wspomnień. Tymczasem zapraszam do odwiedzania pozostałych blogów w Przygodach z książką 🙂 Dziękuję za wspólnie spędzony czas!
Nie poczyniłam ostatniego wpisu przed końcem roku, ale wpisów książkowych i tak u mnie sporo 🙂 Masz rację , czasem jedna książka może dostarczyć mnóstwo wrażaeń i wspomnień 🙂
Podglądam czasem te Wasze wspaniałe książkowe przygody … i wspominam 🙂 Wszystkiego co najlepsze dla Was w tym Nowym Roku – spełnienia marzeń i nadziei ! Ciepło pozdrawiaMy :*
Migdałowe oczy – wspomnienie dzieciństwa. J.jakie imponujace wspomnienia, jesteś skarbnicą wiedzy !
Cała prawda o Tych ilustracjach! Aż ciarki przechodzą po dłoniach, na ramiona, a oczy się szklą tak przyjemnie. Piękne wspomnienia przechowujesz i wspaniałe jest to, że zechciałaś się nimi podzielić tutaj.
piękna historia i znów znajoma kreska – świetny cykl w tych trzecich przygodach utworzyłaś – wciągający czekałam na kolejne wpisy niecierpliwie), miejscami przyjemnie nostalgiczny, a jako całość bardzo rozwijający (przynajmniej moją) artystyczną wrażliwość
gratuluję i dziękuję za odświeżenie niektórych wspomnień!
a tych Twoich – tylko pozazdrościć…
w nowym roku życzę wielu kolejnych książkowych przygód 🙂
Dziękuję za podzielenie się Twoimi odczuciami 🙂 Tak, po dwóch edycjach pełnych naszych domowych książek artystycznych, miałam wielką chęć na inną formułę. Odbyłam sama dla siebie kilka fantastycznych podróży do czasów dzieciństwa… Jeszcze nie wiem co dalej z projektem PzK, ale w literaturę dla dzieci wsiąkłam kompletnie. Pozdrawiam!!