Na pożegnanie z Australią, przed następną podróżą, przypomniał nam się niezwykły instrument – kij deszczowy. Zrobiłyśmy go na dwa sposoby, w ramach warsztatów muzycznych Dziecko na Warsztat, a dziś wydobywamy na powierzchnię bloga! Może i rodowód z innego kontynentu (Ameryka Południowa), ale my go wykonałyśmy w stylistyce aborygeńskiej, dlatego przywołujemy zaklinacz deszczu przy okazji naszej przygody z Australią i Oceanią. Następnym razem zrobimy coś bardziej tradycyjnego, np. didgeridoo 🙂 A na przygodę z Afryką chyba wygrzebię bęben z piwnicy 🙂
Przyda się tuba na dokumenty lub rolka po ręcznikach kuchennych, gwoździe, młotek, folia aluminiowa, ziarna kasz i ryżu (lub inne), papier do ozdoby i farby, sznurek, piórka, koraliki, papier do pieczenia, taśmy klejące kolorowe… Więc zamiast kaktusa (oryginalnego „materiału”, z którego wykonuje się kij deszczowy) wykorzystajmy to co mamy w domu. Pomiędzy metalowymi igiełkami gwoździ nabitych w ścianki tuby przesypuje się ziarno, a dźwięk przypomina padający deszcz… Muzyczna podróż niezapomniana 🙂
Och. Uwielbiamy instrumenty. Natychmiast kradnę pomysł i już wiem co będziemy robić w najbliższy deszczowy dzień. Bardzo dziękuję za inspirację.
Super, że pomysły idą dalej w świat. Ciekawe jakie kije i jaką muzykę zrobicie 🙂