Tylko na chwilę zaglądam, bo i akcja jest momentalna. Późny powrót, miasto w deszczu, dzieci już dawno powinny być w łóżkach… Czekamy niecałe 10 minut na frytki. Mam jeszcze tysiąc energii!!! – zapewnia mnie Milo i razem z koleżanką biorą na warsztat luźno stojące, oczekujące już na powrót do magazynu skrzynki, okupowane w ciągu dnia przez miejskich frytkożerców. Totalna improwizacja, nocna anarchia, kreacja i ekspresja zjednoczona, land art, city art i street art – 3 w jednym, musical w ciemnościach, deszczowa piosenka normalnie… Przestępujemy z nogi na nogę, już prawie czujemy sól frytek w gardłach, a dziewczyny robią szybką wrzutę na mieście. Lecimy dalej! Joł 🙂
Skrzynki jak domki- dla lalek a dziewczynki jak olbrzymy!
Przydało by mi się troszkę z tego tysiąca energii Milo:)
No właśnie nie wiem jak ona to robi, że rano ma tysiąc, a wieczorem też ma tysiąc :))
wandale no hehe
:)) skrzynki wróciły na miejsce, a my do domu, spoko 🙂
pozdrowienia 🙂
Joł!
🙂 🙂 🙂