Błyskawiczna akcja, zanim się obejrzałam za siebie i zmieniłam w słup soli jak pewna biblijna dama, choć nie dlatego, że mi było żal, a raczej, bo nie miałam akurat ochoty rzucać się na kafelki i ratować łazienkę, która wyglądała, jakby przeszła przez nią zamieć i huragan w jednym… Z klęsk jeszcze tylko potopu brakowało…, ale pozbierałam się, wróciły mi siły, bo takie rozgrzewające słowa poruszyły mnie mimo wszystko: Mamo, doświadczyłam nowego…!
Jak wiecie, TO tłumaczy wszystko 🙂
W skrócie: pianka do golenia (lekko zabarwiłyśmy ją na szaro-fioletowo, a następnym razem – jeśli nastąpi – skusimy się na brokat), dodatki według uznania (tym razem nie było spójnej koncepcji) i – spontanicznie – szczotki, pędzle, a nawet patyczki do uszu. Dość obrzydliwa breja, moim zdaniem, ale Milo była zachwycona. Formowała miękkie zaspy, przez które przerzucała mostki z patyczków i bagniste drogi, które brukowała kocimi łbami z kolorowych nakrętek. Największa frajda jednak ukryła się w możliwości malowania pianką, potraktowania jej jak farby o dość nieprzewidywalnej konsystencji. Dlatego też szczotki i pędzle (oraz dłonie) najlepiej, co oczywiste, sprawdziły się na ścianie! Kafelki same się o to prosiły… Ale co tam. Liczy się ekspresja 🙂
Kurcze akurat dziś myślałam o tym bardzo bardzo że pianka to fajna sprawa i może z raz to nie uczuli jakoś mocno chłopaków. Wchodze do Was i tu Niespodzianka- pianka!!! to chyba jakis znak z niebios 😀
Może się ściągnęłyśmy – ja dziś o Tobie myślałam 🙂
Tak na wszelki wypadek kupcie taką do skóry wrażliwej, może dla chłopców będzie ok. Ekstra zabawa, no i ten zapach mężczyzny wokoło… 🙂