Sącząc w cieniu cytrynową lemoniadę, zapoznałyśmy grupę wesołych hipisek. My pod parasolem, z palcami stóp nurkującymi w wodzie, a one bezczelnie, prosto w słońce… Całe w kwiatach, ozdobach, biżuterii hand-made, szeleszczące takie, opalone, na wiór spalone, meksykańskie wzory i kolory… Śmieją się, rozmawiają i wyciągają bębny! I na tych bębenkach aż do południa hipisowskie rytmy, Janis Joplin normalnie, Woodstock jakiś, rozmarzyłyśmy się z nimi, odleciałyśmy, aż rozgrzane powietrze przecięło nagłe bicie dzwonu! Dwunasta. Samo południe. Czar prysł. Pójdziemy popływać 🙂
No bombowe te szyszki-hipiski 🙂
Pięknie się bawicie!
Improwizacja + upał 🙂 pozdrowienia!