Jak wytłumaczyć dziecku wojnę? Oddzielić ją od fantazji? Nakreślić alternatywną rzeczywistość wobec tej, którą dziecko zna i uznaje za swoją? Jak pokazać, że nasze bezpieczne, poukładane życie to nie wszystko? Że istnieje gdzieś, wcale nie tak daleko (czasem nawet dosłownie za ścianą), osobiste piekło, a koszmar to nie tylko zły sen, z którego przecierasz rankiem oczy?
Podstawowe pytanie – CZY opowiadać dziecku o wojnie? Nie lepiej pominąć takie ciężkie tematy, poczekać na właściwy moment, lepsze czasy, odpowiedni wiek i świadomość, niech jeszcze podrośnie, niech pozna świat trochę lepiej, może wówczas ta prawda tak go nie zrani, nie dotknie, bo teraz może jeszcze nie jest gotowe… Niejeden rodzic ma kłopot z ciężkimi, pełnymi bólu wojennymi tematami, wątkami katastrof i ludzkich nieszczęść. Z przekazaniem bezbrzeżnego smutku i ogromu cierpienia, z jakim spotykają się inni dorośli i inne dzieci. Z uwierzeniem w to, że w ogóle warto to robić, czy to robić, by wyczuć ten właściwy moment gotowości naszego dziecka na ziarno prawdy. Przyznam, że ja mam z tym kłopot.
Mam z tym kłopot za każdym razem, gdy trzymam w rękach książkę o wojnie. Dla dzieci. Od paru dni nie mogę przestać myśleć o niesamowitym projekcie wydawniczym Wydawnictwa Bajka – książce Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo. To publikacja charytatywna, a cały dochód z jej sprzedaży jest przekazywany Polskiej Akcji Humanitarnej na pomoc w Syrii. Czytałam ją ze ściśniętym gardłem i wciąż mam ten ścisk w sobie, niczym zapis w ciele, reakcję na temat niewygodny, trudny do zniesienia… A jak zniosła lekturę moja niespełna ośmioletnia córka? jest osobą niezmiernie wrażliwą, która przeczuwa, według własnego wewnętrznego kompasu wrażliwości na treści, emocje i bodźce, czy jest w stanie pomieścić w sobie trudny temat. Wiele razy zdarzało się, że wręczała mi książkę, na którą zabrakło jej gotowości ze słowami: Mamo, odłóż tę książkę, jeszcze nie mogę jej przeczytać. Schowaj ją do szafy, a jak przyjdzie czas, to ją wyjmiemy.
Dziecko przeczytało o dzieciach i wojnie, i nie zadało mi ani jednego pytania. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że nie potraktowała tej opowieści jako prawdziwego życia, a jedynie fikcję literacką. Stąd ten spokój i zgoda, ale też wielkie poruszenie w kontekście warunków życia bohaterów, śmierci, cierpienia. Wówczas zaprosiłam córkę do rozmowy o Aleppo, dozując aktualności świata. Spotkałam się z jej wielkim niedowierzaniem, zdziwieniem i smutkiem, że takie życie jest możliwe. Jakie dzieciństwo mają te dzieci, żyjąc bez mamy, taty, domu… pod skrzydłami samolotów?
Już okładka działa na mnie ambiwalentnie, jakby autor i wydawca mrugali dwuznacznie w moją stronę. Bo taki oksymoron rzucony prosto w twarz – ‚cudowne’ i Aleppo zdecydowanie się nie trzymają jednej tonacji! I mam ochotę ją odłożyć, bo od jakiegoś czasu bardzo dbam o to, by nie chłonąć jak gąbka wszystkich nieszczęść świata, by przypilnować własne, zbyt pojemne granice empatii… ale twarz Jasmin nie pozwala mi na tak zaprogramowaną obojętność. Smutna, pusta, zamrożona, ze wzrokiem utkwionym poza granicami okładki, poza ludzkim wyobrażeniem, naszkicowana i zarazem wycięta jak sylweta z tła będącego obrazem ruin i zniszczenia wojny. Nie da się przejść obok, nie da się odwrócić głowy.
Marianna Sztyma odważnie poprowadziła ten wątek. Wyklejka złożona z samolotów przypomina wzory z grafik Eschera. Ptak, który wygląda, jakby zaplątał się w złej części nieba, wleciał w nie ten klucz, burzy układ powtarzalnych elementów. Zmierza w odwrotnym kierunku – ucieka z piekła czy może daje nadzieję? Cała książka jest podzielona podwójnymi ilustracjami, które niczym stacje drogi krzyżowej każą się co parę kroków zatrzymać, poczuć, pomyśleć, przeżyć, dopuścić do siebie opowieść. Zgaszona, popielato-miętowa tonacja rysunków przetykanych z kolażem, wybrzmiewa startymi brązami ruin i rumowisk, z których wydobywają się białe od strachu postacie mieszkańców. Błękit podtrzymuje melancholię, a czerwień zarezerwowana jest dla świata dzieci. Czerwień, tak oszczędnie użyta, krzyczy o życiu. Tym zbyt widocznym w opuszczonej Alei Snajperów, w które tak łatwo wycelować. Tym pełnym zabawy, która tworzy cudowne wspomnienia pomimo wszystko, sprowadzając się do symbolu pożegnania w postaci ukochanego wozu strażackiego. Tym upragnionym, z dala od serca wojny, poza granicami Syrii, które być może czeka gdzieś za siódmą górą, za siódmą rzeką, które obiecuje czerwona łódka i latawiec z ostatnich dwóch ilustracji. Mistrzowsko poprowadzona opowieść graficzna!
Uderzający jest stopień powagi i dorosłości głównej bohaterki, narratorki Jasmin. Aż trudno mi uwierzyć, że ośmioletnie dziecko mogłoby w tak przeszywająco dojrzały sposób formułować wnioski o świecie. Wojenne warunki z pewnością zmieniają perspektywę dziecka na zawsze, wyostrzają jego zmysł obserwacji i bombardują wrażliwość, zmuszając do zbudowania efektywnych mechanizmów przetrwania. Jednak język używany przez narratorkę czasem trąci zbyt dorosłym tonem. Pytania i obserwacje pojawiające się na końcu niektórych rozdziałów genialnie trafiają prosto w serce i są nie do zniesienia, zatapiając odbiorcę w bezsilności. Bardziej czuję tu autora tekstu, Grzegorza Gortata, który w usta dziewczynki wkłada tak ostre i klarowne językowo oraz światopoglądowo spostrzeżenia, że wybrzmiewają one głęboko jak poezja najwyższych lotów. Wojna, na nieszczęście, uczyniła ją przedwcześnie bardzo mądrą istotą. Piszę to ze smutkiem.
Nie zmienia to faktu, że chylę czoła przed autorem za gotowość podjęcia tak niewygodnego tematu. Są słowa, których żadne dziecko nigdy nie powinno musieć poznać. Są życia, których nikt nie powinien nigdy przeżyć i obrazy, których nigdy nie powinien ujrzeć. Są książki, od których nie wolno się odwrócić na pięcie i odejść. Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo jest jedną z nich. Z ciężkim sercem polecam ją Wam i Waszym dzieciom, jeśli tylko przekonacie się, że są gotowe na takie spotkanie z życiem.
Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo
autor: Grzegorz Gortat
ilustracje: Marianna Sztyma
Wydawnictwo Bajka
oprawa: twarda folia matowa
wiek: 8+
cena okładkowa: 34,90 zł
Znasz tę książkę? Zaciekawiła Cię recenzja?
Napisz w komentarzu. Ślad Twojej obecności to szansa na inspirującą wymianę!
Wpadnij z wizytą do Dzikiej Jabłoni na Facebooku 🙂