Trzecia odsłona zabaw z wodą to odmierzanie. „Po swojemu” oczywiście, żeby nie było, że tylko Matka ma zadania. W zasadzie było krótko, ale intensywnie, nie ma co się rozwodzić, najważniejsze, że lekko, z uśmiechem i z powodem do dumy. Tak, Milo była naprawdę z siebie dumna, że poradziła sobie z odmierzaniem – przelewaniem z dzbanka do pojemnika z miarką takiej ilości wody, którą wskazywał zapis w losie wylosowanym z miski 🙂
Pomogłam przy odczytaniu liczb (bo jeszcze do setki i wyżej nie doszłyśmy w naszej praktyce) i razem szukałyśmy odpowiedniej liczby na miarce. Z wypiekami na twarzy Milo nalewała wymaganą ilość, a jak już nasyciła się przy czwartej próbie swoim sukcesem, zarządziła Matce takie samo zadanie do wykonania. Sama zrobiła losy z liczbami, zwinęła papier w sekrety i podstawiła miskę pod mój nos. Jak żandarm czekała tuż obok, aż wykonam wszystko według jej planu, patrzyła mi na ręce, nie odpuściła! Córka podwójnie zadowolona 🙂
Na koniec miarka się przebrała. Wykonano testy aktywności papieru o różnej gramaturze. Sprawdzono jak szybko się rozpuszczają w środowisku wodnym. Zaobserwowano rozpuszczanie się i zanikanie cyfr. I to by było na tyle…
Niedawno trafiłam na Twój blog, jestem zachwycona! – dziękuję Ci, że piszesz posty montessori ‚po swojemu’. Mój syn prawie zawsze ma inny pomysł za zabawę niż ja planowałam.
Kasia, to bardzo miłe słowa. Rozumiem Cię doskonale w tym względzie, u nas „po swojemu” stało się już normą. I w wielu przypadkach treścią tego bloga 🙂
Pozdrowienia.